MenuMenu główne
Powiat Poznański



Powiatowe legendy

O Tulcach, królu i piorunie

Król Władysław Jagiełło

Tulce to największa, pod względem liczby mieszkańców, miejscowość w gminie w Kleszczewo. Wiele osób kojarzy ją ze znajdującym się tam Sanktuarium Matki Boskiej. Tam też można znaleźć kapliczkę i cudowne źródełko, gdzie jak głosi legenda, w 1114 roku bawiącym się dzieciom ukazała się Matka Boska. Od tego wydarzenia Tulce są właśnie Tulcami, bo maluchy nie tylko zobaczyły zjawę, ale też usłyszały od niej słowa „tulcie się”. Wtedy też, w miejscu objawień, trysnęło źródełko, które według wierzeń ma uzdrawiającą moc.

To jednak nie jedyna legenda dotycząca tej miejscowości i niewyjaśnionych wydarzeń, których moc i znaczenie trudno do dzisiaj w racjonalny sposób wytłumaczyć. Druga historia związana z Tulcami, a właściwie to znajdującego się w okolicach Kobylego Pola i wsi Garby lasu, wydarzyła się w 1419 roku. Jej bohaterami byli słynny król Władysław Jagiełło oraz zwyczajny piorun, jakich na niebie można zobaczyć wiele. Opromieniony sławą, po zwycięskie pod  Grunwaldem władca, podróżował wówczas z Poznania do Środy.

Dzień był pogodny oraz słoneczny, i nic nie zapowiadało nawałnicy. Skąd to wszystko tak dokładnie wiemy? Bo opisał to w swoich kronikach Jan Długosz. Mamy więc opowieść z pierwszego, i co najważniejsze, bardzo wiarygodnego źródła. Oddajmy mu zresztą głos. – Nagle przy jasnym i pogodnym niebie ściemniło się i rozszalała się gwałtowna burza z piorunami. I trzeba nieszczęścia, że jeden z nich uderzył z wielkim hukiem w orszak królewski – opisuje kronikarz.

Od pioruna zginął woźnica. Padły też konie „na których jechali Mikołaj – sandomierski i Sędziwój – poznański wojewodowie, Henryk z Rogowa, Jan Mężyk i siedmiu innych rycerzy. Sami jeźdźcy nie doznali żadnej obrazy” – relacjonuje Jan Długosz. Burzy nie przeżył też wierzchowiec królewski, na którym jechał giermek Porsztek z Czczycy. A co się stało z królem? W tym miejscu ponownie oddajmy głos kronikarzowi.

– Władysław król, straszliwym hukiem piorunu przerażony, długo leżał bez zmysłów i na pytania panów i szlachty nie odpowiadał ani słowem czy to od gwałtownego wstrząśnięcia czyli to z przerażenia, tak że już niektórzy płakać nad nim poczęli – opisuje Jan Długosz. Na szczęście, Władysław Jagiełło doszedł do siebie choć „od tego piorunu bólu w prawej ręce doznał, który dopiero w kilka dni potem ustąpił”. Pogromca Krzyżaków ogłuchł też nieco, a „odzież jego wszystka siarką cuchnęła”.

Po tym wszystkim wystraszony król uznał, że nic nie dzieje się bez przyczyny, i że cała ta sytuacja „dotknęła go za jego grzechy”. Jego otoczenie oraz poddani także uznali burzę „za wyraźny znak gniewu Bożego”. Nie wiemy natomiast za co miałby się gniewać Bóg i czy w ogóle był wtedy zajęty sprawami Władysława Jagiełły i jego poddanych. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że człowiek bardzo chętnie tłumaczy sobie swoje życiowe dramaty czy zwykłego pecha siłami nadprzyrodzonymi. Tak było w czasach, kiedy Władysław Jagiełło przejeżdżał przez Tulce i tak jest dzisiaj, choć od tamtego wydarzenia minęło dokładnie 600 lat.

Zebrał i opowiedział Tomasz Sikorski

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 27 czerwca 2019