Relacje
Hokej na trawie i informatyka

– Hokej na trawie stanowi bardzo dużą i ważną część mojego życia. Wiele mu też zawdzięczam – mówi Marta Czujewicz, zawodniczka UKS SP5 Swarka Swarzędz, reprezentantka Polski, halowa mistrzyni świata.
Chyba nie mogłaś wymarzyć sobie piękniejszego początku roku?
– Rzeczywiście, sporo się ostatnio działo. Wraz z reprezentacją Polski juniorek zdobyłam w Wałczu srebrny medal halowych mistrzostw Europy, później razem z koleżankami ze Swarka Swarzędz wywalczyłyśmy pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski seniorek, a na sam koniec doszło złoto w mistrzostwach świata w chorwackim Porecu, co jest największym osiągnięciem w historii hokeja na trawie w naszym kraju. Trudno więc być niezadowolonym. Choć… jest mały niedosyt po mistrzostwach Europy do lat 21, bo tam naprawdę niewiele brakowało żebyśmy pokonały Austriaczki i również sięgnęły po najcenniejsze trofeum. A bardzo mi na tym zależało, ponieważ byłam kapitanem tego zespołu i był to już mój ostatni występ w tej kategorii wiekowej.
W przypadku dwóch pozostałych turniejów chyba trudno było zrobić coś lepiej?
– No tak, zarówno na krajowym podwórku, jak i na mistrzostwach świata nie można było osiągnąć czego więcej.
Jadąc do Porecu liczyłyście na medal?
– Generalnie, zawsze jak się jedzie na zawody, obojętnie jakiej rangi, to po to, aby osiągnąć jak najlepszy wynik. Marzenia więc były, ale chyba nikt z nas nie przypuszczał, że uda się je zrealizować w tak imponującym stylu. Ja zresztą do tej pory nie do końca wierzę w to, co się stało. Wiem, mam to w głowie, że jestem mistrzynią świata, ale nadal pozostaje to dla mnie tak nierealne…
Kiedy uwierzyłyście, że można zgarnąć całą pulę?
– Pierwszym takim momentem był mecz ćwierćfinałowy z Belgią. Miałyśmy w nim dużo sytuacji, ale szczęście tego dnia nie było po naszej stronie. Mimo to pokonałyśmy rywalki, a zaraz potem dowiedziałyśmy się, że w drodze do finału nie trafimy na faworyzowane Niemki. To dodało nam skrzydeł. I pokazałyśmy to w półfinale, pewnie ogrywając Czeszki.
Długo świętowałyśmy po wywalczeniu tytułu?
– Szczegółów zdradzać nie będę, ale trochę się działo. Bardzo miło było również po powrocie do Swarzędza, ponieważ czekali na mnie trenerzy, Oriana i Paweł Bratkowscy, były koleżanki z drużyny, a nawet młodsi gracze.
Od początku swojej przygody z hokejem na trawie jesteś związana ze Swarkiem Swarzędz. Kiedy stwierdziłaś, że ten sport to jest właśnie to co chcesz robić?
– Zaczynałam w 2014 roku, miałam wtedy 9-10 lat. I praktycznie od razu, jak mnie ktoś pytał, czy zamierzam swoją przyszłość związać z hokejem na trawie, to odpowiadałam twierdząco. I zdania nie zmieniłam. Ten sport stanowi bardzo dużą i ważną część mojego życia. Wiele mu też zawdzięczać. I w żadnym wypadku nie zamierzam kończyć kariery.
Na to jest zdecydowanie za wcześnie! Pytanie co dalej, bo w Polsce rozgrywki kobiece nie są najsilniejsze?
– Na razie skupiam się przede wszystkim na tym, aby ukończyć studia w Poznaniu. Jak to zrobię, to wtedy być może wyjadę grać za granicę, aby rozwinąć się i nabrać większego doświadczenia. Byłby to kolejny mój krok w tym sporcie.
Co to za studia?
– Jestem na drugim roku Uniwersytetu WSC Merito w Poznaniu, na kierunku informatyka.
Co jest takiego w Swarku, że od lat w rozgrywkach młodzieżowych nie ma sobie równych w Polsce?
– Jakość tworzą przede wszystkim ludzie. Zaczynając od prezesa, który wkłada w ten klub całe swoje serce, poprzez ludzi w nim pracujących, trenerów, a na zawodnikach kończąc. W klubie uwaga jest mocno skupiona na najmłodszych, na graczach stawiających dopiero pierwsze kroki w tym sporcie. Jest to robione świadomie, po to by zaszczepić w nich miłość do hokeja, i by chciały się rozwijać. To przynosi efekty w kolejnych latach, ponieważ kiedy te dzieci podrosną, tak jak to jest w moim przypadku, to są już mocno związani ze swoimi szkoleniowcami i chcą grać dla tego klubu, osiągać z nim jak największe sukcesy.
Polski hokej na trawie już od pewnego czasu znacznie większe sukcesy odnosi w hali niż na otwartych boiskach. Co zrobić, by i tam awansować do światowej czołówki?
– To trudne pytanie. Hala i trawa mocno się różnią. I to w wielu elementach, choćby tak prozaicznym jak zasady. Na boisku gra przecież więcej zawodników, a co za tym idzie trzeba więcej biegać. W hali szuka się też przede wszystkim podań, a na otwartym boisku łatwiej wejść w drybling. Różnic jest sporo, ale twierdzę, że dobre wyniki z występów pod dachem można przełożyć na trawę. Jest to do zrobienia.
Co Marta Czujewicz robi poza nauką i grą w hokeja na trawie?
– Lubię malować, bardzo dużo słucham muzyki, a czasami nawet… szydełkuję.
Po tak intensywnej zimie, teraz będziesz miała czas na odpoczynek?
– Można tak powiedzieć. Najbliższe tygodnie to będzie czas, w którym skupię się na nauce, nadrobię zaległości i pozaliczam wszystkie egzaminy. Kiedy wchodzimy na trawę? Pewnie w marcu, bo rozgrywki najprawdopodobniej wystartują miesiąc później.
Rozmawiał Tomasz Sikorski