MenuMenu główne
Powiat Poznański



Relacje

Lubię sam stać na scenie…

kacper dworniczak

– Chcę mieć pomysł na płytę solową, bo później muzycy często żałują swojego debiutu. A ja żałować nie chcę – mówi pochodzący z gminy Stęszew Kacper Dworniczak, jeden z najbardziej uzdolnionych gitarzystów klasycznych młodego pokolenia, laureat wielu prestiżowych nagród w kraju i zagranicą.

Gitara kojarzy się przede wszystkim z muzyką rockową. Można nawet powiedzieć, że to jej symbol. Ty jednak postawiłeś na klasykę. Dlaczego?
– Nie powiedziałbym, że w stu procentach postawiłem na klasykę. Cały czas się rozwijam i szukam siebie w muzyce. W klasyce na pewno odpowiada mi to, że mogę sam stać na scenie i wszystko co się na niej dzieje zależy tylko i wyłącznie ode mnie. By zagrać koncert nie potrzebuję zespołu. Takie indywidualne podejście do muzyki bardzo mi odpowiada. Z klasyką związałem się także dlatego, ponieważ rozpoczynając edukację muzyczną jest się na nią w pewnym sensie… skazanym. Wszyscy szkolimy się przecież w tym kierunku i stylu. A to później bardzo często definiuje nas jako muzyków.

Wynika z tego, że jest w Tobie trochę z rockmana…
– Mam gitarę elektryczną i czasami na niej gram. Moim marzeniem jest łączenie klasyki z muzyką bardziej popularną, ale na gitarze klasycznej. Krokiem w tym kierunku jest płyta, którą właśnie nagrałem z Andrzejem Piasecznym. Znajdą się na niej wprawdzie piosenki świąteczne, ale w zupełnie innych aranżacjach, stricte na gitarą klasyczną i wokal. Coś na wzór tego, co swego czasu zrobił Sting z lutnistą, Edinem Karamazovem.   

kacper dworniczak

Idealnym przykładem łączenia styli jest słynna płyta „Friday Night in San Francisco” nagrana przez trio Al Di Meola, John McLaughlin i Paco de Lucia. Myślisz o czymś takim?
– To dobry przykład, ponieważ to wciąż gitara klasyczna, ale podejście do muzyki jest zdecydowanie luźniejsze. Czasami odnoszę zresztą wrażenie, że świat gitary klasycznej dość mocno ogranicza muzyków. Jesteśmy osadzeni w określonych ramach, są określone kanony dotyczącego tego, jak zachować się na scenie, jakie rzeczy można grać, a jakich nie. A to nie do końca mi odpowiada. W muzyce rozrywkowej tego nie ma. Chciałbym w tym wszystkim znaleźć złoty środek.

Wróćmy jednak do gitary. Kiedy po nią pierwszy raz sięgnąłeś?
– Zacząłem grać mając sześć lat. To ani za wcześnie, ani za późno. Większość gitarzystów klasycznych zaczyna w podobnym wieku. W moim przypadku wybór instrumentu był prosty, ponieważ tata również jest gitarzystą i miałem okazję go podglądać. On też był moją pierwszą inspiracją. No, a potem przyszedł czas na jedną szkołę, potem drugą… Teraz studiuję w austriackim Grazu w Kunst Universitat pod okiem profesorów Paolo Pegoraro i Łukasza Kuropaczewskiego. To mój ostatni rok na tej uczelni, właśnie robię licencjat.

Co dalej?
– Mam określone plany, ale nie chcę ich zdradzać, by nie zapeszać. Mogę jednak zdradzić, że na pewno zmienię uczelnię i otoczenie. Takie zmiany dobrze wpływają na rozwój muzyczny.

Cały czas musisz być na miejscu, w Grazu?
– Powinienem, ale ostatnio gram sporo koncertów, co powoduje, że to moje studiowanie się nieco przedłuża. Uczelnia wymaga bowiem ode mnie dyspozycyjności.

Ile trzeba ćwiczyć, by grać na tak wysokim poziomie ja Ty?
– Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy gitarzysta ma w tym temacie swoje zdanie. Moje jest takie, że przede wszystkim należy ćwiczyć jakościowo. Kiedy się to robi dokładnie, bez rozpraszania się wszystkim co wokół, to wówczas wystarczą trzy, cztery godziny dziennie. 

Kto ma największy wpływ na to jak grasz?
– Taką osobą jest na pewno wspomniany już Łukasz Kuropaczewski. To nie tylko świetny muzyk, ale też doskonały wykładowca, z otwartą głową, który wiele mnie nauczył.

kacper dworniczak

W Twoim muzycznym cv masz między innymi występ w słynnej nowojorskiej Carnegie Hall. Zająłeś też drugie miejsce w prestiżowym Międzynarodowym Konkursie Gitarowym w Tokio. To były kamienie milowe w Twojej muzycznej przygodzie?
– Takim pierwszym kamieniem był występ z Orkiestrą Polskiego Radia. Miało to związek z konkursem „Młody Muzyk Roku”, którego zostałem finalistą. Rzucono mnie wówczas na bardzo głęboką wodę.  Totalnie nie wiedziałem z czym to się je, i jak to wygląda. Pamiętam tylko, że na pierwszej próbie czułem się tak, jakbym miał zostać zaraz zjedzony przez tych doświadczonych muzyków. Wszystko wokół robiło na mnie ogromne wrażenie. Wielka sala, panująca tam atmosfera… I w tym wszystkim byłem ja, 15-letni chłopak, próbujący zagrać koncert. Ten występ paradoksalnie dodał mi jednak wiary w siebie. Wtedy właśnie przekonałem się, że jak sam w siebie nie uwierzę, to nikt inny tego nie zrobi. W następnych latach było już łatwiej. Występ w Carnegie Hall na pewno był dla mnie wielkim wydarzeniem, bo dotknąłem wówczas świętego miejsca dla muzyków. Pamiętam, że dzień wcześniej grali tam Filharmonicy Wiedeńscy. Wtedy też uświadomiłem sobie, że idę w dobrym kierunku.

Co grasz na koncertach?
– Staram się wykonywać różnorodny program. Zawsze gram coś z muzyki dawnej, na początek jest to zazwyczaj jedna z kompozycji Jana Sebastiana Bacha. Ostatnio jestem zachwycony tym, co robi Pat Metheny i staram się robić własne aranżacje jego utworów na gitarę klasyczną. To kierunek, w którym chciałbym podążać. Szukam też nowych kompozycji, żeby nie powtarzać tego, co grają wszyscy.

Wspomniałeś o płycie z Andrzejem Piasecznym. Masz też inne, podobne propozycje?
– One się pojawiają, ale na ten moment muszę skupić się na studiach. Taka współpraca z innym artystą pochłania mnóstwo czasu, bo oprócz samego nagrywania są także koncerty. Tak będzie w przypadku wspomnianego projektu „Zanim jeszcze święta…”. Mogę przy okazji zapewnić, że to będą magiczne występy, jakich jeszcze w Polsce nie było. W Poznaniu zagramy 11 grudnia. Wcześniej, bo w połowie listopada ukaże się płyta.

A nie myślisz o albumie solowym?
– Myślę i to poważnie, ale nie chcę żeby to była płyta, taka sama jak każda inna w wykonaniu klasycznego gitarzysty. Chcę mieć pomysł na album, bo później muzycy często żałują swojego debiutu. A ja żałować nie chcę. To nie ma być płyta tylko dla mnie, do szuflady.

A jest w ogóle zapotrzebowanie na gitarową muzykę klasyczną?
– W takim wydaniu, jaką możemy znaleźć na płytach czy na platformach streamingowych, to nie. Jest tego za dużo i mało kto robi to w oryginalny sposób. I dlatego ja nie chciałbym tego powielać. Zawsze natomiast będzie zapotrzebowanie na coś, co jest ciekawe, świeże i w pewnym sensie nowe.

Jakie jest najlepsze solo gitarowe jakie słyszałeś?
– Jestem fanem zespołu Poluzjanci, w którym grał nieżyjący już niestety Przemysław Maciołek. I to właśnie on w jednej z piosenek tej grupy zagrał tak, że cały czas czuję tę gitarę w serduchu. W przypadku klasyki pięknie gra Manuel Barrueco, zwłaszcza kiedy wykonuje „Concierto de Aranjuez”. W środku tego utworu jest taka kadencja, bardzo hiszpańska, w której słychać jego precyzję, spokój i opanowanie.

A jak jedziesz samochodem, to jakiej muzyki słuchasz?
– Najpierw odpowiem czego nie słucham, czyli muzyki gitarowej… Podczas jazdy lubię włączyc sobie zarówno pop, jak i jazz. Lubię Coldplay i wspomnianych już Poluzjantów czy też Pata Metheny. Czasami zdarza się też klasyka. Jestem wielkim fanem fortepianu. Czym gram na nim? Uczyłem się, ale graniem raczej bym tego nie nazwał…

Rozmawiał Tomasz Sikorski

kacper dworniczakfot. 3x archiwum Kacper Dworniczak

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 3 listopada 2023