Zapowiedzi Wydarzenia Relacje
Miniaturowy świat w Borówcu
– Ta makieta, jest spełnieniem marzeń z dzieciństwa – mówi Robert Glista, pomysłodawca i właściciel miniaturowego świata w Borówcu pod Kórnikiem. To właśnie tam na 250 metrach kwadratowych zbudowano coś, co śmiało można nazwać jedną z pereł powiatu poznańskiego.
– Stworzyliśmy makietę kolejową w europejskich klimatach. Mamy mia-steczka w stylu niemieckim i w stylu szwajcarskim. To drugie jest oczywiście położone w wysokich górach. Jest też wesołe miasteczko na wzór wiedeńskiego Pratera czy francuski zamek. Nie brakuje u nas również polskich akcentów. Mamy choćby parowozownię w Wolsztynie czy browar w Poznaniu – mówi Andrzej Ratajczak, jeden z budowniczych makiety.
To co najbardziej zadziwia w Borówcu to wręcz niesłychana dbałość o szczegóły. – Jesteśmy największą w Polsce makietą w skali H0. To znaczy, że każdy element jest u nas w pomniejszeniu 1 do 87. Figurki ludzi mają po 2 centymetry. Wszystko jest proporcjonalne i dlatego scenki są bardzo realistyczne – dodaje pan Andrzej. A tych scenek jest bez liku. Są na przykład kolarze jadący w górach, którzy wpadają na stado krów, jest wypadek na autostradzie i jest też zabawa na wiejskiej potańcówce…
– Mamy też elementy bajkowe. To smok ziejący ogniem, smerfy czy dom zamieszkały przez wampiry. Te wampiry zresztą straszą. Oczywiście jak zgasimy światło, bo całość jest podświetlona. Palą się nawet światełka w poszczególnych domkach – zdradza pan Robert. Wszystko to robi niesamowite wrażenie i trudno to nawet opisać. – To prawda. Trzeba to zobaczyć i ocenić. Zwiedzający, którzy do nas przyjeżdżają, często później przyznają, że są mile zaskoczeni. Wielu z nich przyjeżdża do nas po kilka razy, bo podczas jednej wizyty nie sposób wszystko dostrzec – dodaje.
Pomysł na stworzenie takiego miniaturowego świata zrodził się w głowie pana Roberta. – Prace zaczęliśmy dziesięć lat temu. Dopiero jednak od trzech lat makietę otworzyliśmy dla zwiedzających. Skąd pomysł? To kontynuacja mojej dziecięcej pasji. Ta makieta to nadal moje oczko w głowie, ale w tej chwili odpowiedzialny za nią jest już mój syn Rafał – mówi pan Robert. – Chcemy, aby makieta bawiła, cieszyła, uczyła i jednocześnie zachęcała do modelarstwa – dodaje Andrzej Ratajczak.
Jak się buduje taki miniaturowy świat? – Na początku szukamy ciekawego pomysłu. A później pracujemy etapami. Zaczynamy od podłoża. Potem są drogi i tory, a na końcu obudowuje się to wszystko infrastrukturą, typu domy, lasy czy lotniska. Skala trudności zależy od liczby elementów. Figurki do konkretnej sceny kupujemy już gotowe. Najczęściej z Niemiec lub Austrii albo na różnego rodzaju aukcjach. Domki sklejamy i odpowiednio podrasowujemy. Dokładamy też oświetlenie. Pociągi sterowane są cyfrowo. Auta jeżdżą po specjalnych ukrytych pod jezdnią taśmach magnetycznych. Pod makietą jest zresztą niezliczona ilość zasilaczy. Co jest najtrudniejsze? Chyba stworzenie systemów sterowania – uważa pan Robert.
Bo to wszystko jeździ, lata i się rusza. – Mamy 1500 metrów torów, z czego jedna trzecia ukryta jest w tunelach. Gdzieś te pociągi muszą przecież zawracać. Mamy też specjalne niespodzianki dla zwiedzających. Jak się włączy specjalny przycisk, to na przykład można wywołać wybuch w kopalni albo ze starej wieży wyjdzie duch. Dla odwiedzających mamy też inną zabawę. Przy wejściu są specjalne zdjęcia naszej makiety i w trakcie zwiedzania trzeba daną scenkę z fotografii odszukać. A nie jest to takie proste – śmieje się jeden z budowniczych makiety.
Ta makieta zresztą cały czas żyje i się powiększa. – Docelowo będzie mieć 1000 metrów kwadratowych – zdradza pan Marcin, który w Borówcu nie tylko tworzy nowe scenki, ale też oprowadza zwiedzających. – Znajomi często się śmieją i mówią, że w pracy bawię się kolejkami. Ta praca potrafi być jednak ciężka i często stwarza wiele trudności. Sprawia jednak ogromną satysfakcję, bo wykonujemy coś, co sprawia nam i innym frajdę – kończy pan Andrzej.
Autor: Tomasz Sikorski