MenuMenu główne
Powiat Poznański



Relacje

Piszę proste piosenki…

piotr bukartyk

– W swoich piosenkach staram się precyzyjnie przekazać swój punkt widzenia. To dotyczy wszystkiego, bez względu na to, czy opisuję otaczającą nas rzeczywistość polityczną, czy piszę o miłości. Wychodzę z założenia, że świat jest do opisania i można to zrobić prostymi słowami – mówi Piotr Bukartyk.

Pana autobiografia, tak jak i jedna z piosenek nosi tytuł „Fatalny przykład dla młodzieży”. Pan tak na poważnie?
Trudno mnie chyba stawiać za wzór. W młodości czytałem wprawdzie sporo książek, ale regularnie zaniedbywałem obowiązek szkolny, bo bardziej interesowało mnie brzdąkanie na gitarze. Później, co roku zdawałem na inne studia, byle tylko nie trafić do wojska, co w sumie w tamtych czasach było czymś normalnym. Mama i tata martwili się jednak, co ze mnie wyrośnie. Tym bardziej, że studia rzuciłem zaraz po tym, jak mój młodszy brat skończył architekturę. Rodzicom powiedziałem wtedy, że mają już jednego syna z wyższym wykształceniem, o którym tak marzyli, więc mi mogą dać już spokój. Na tych studiach zresztą kilka razy w efektownym stylu oblałem przedmiot pod nazwą ekonomia polityczna socjalizmu. Teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że te egzaminy były pierwszymi przejawami moich kabaretowych zapędów. Ze wszystkiego robiłem sobie jaja, a wtedy nie było to mile widziane. Zwłaszcza w kraju, w którym do dzisiaj ludzie często chodzą jakby połknęli patyk.

Mimo tych „wad”, wiele osób słucha Pana bardzo uważnie. Tak było choćby na Kleszczewskich Zaduszkach z Kulturą, po których rozmawiamy.
Na moje występy trafiają ludzie, których nie trzeba przywozić autobusami. To osoby zainteresowane tym co robię, kupujące bilety. Za co im bardzo dziękuję, bo dzięki temu, wraz z zespołem, możemy robić to, co robimy. Nie jesteśmy faszystami, więc władza nas nie wspiera. Sami wydajemy płyty, za swoje kupujemy sprzęt… Rozumiem, że moich piosenek nie gra się w mediach komercyjnych, bo dla nich nie jestem żadnym towarem. No, a o mediach publicznych nie ma co nawet mówić, bo w tym przypadku słowo „publiczne” kojarzy się zupełnie z czymś innym niż media.

We wspomnianej już autobiografii napisał Pan również, że tak naprawdę to nic nie pamięta…
…bo to prawda. Wszystko zmyślam. Swego czasu Jan Wołek, który za młodych lat opiekował się będącym już w kiepskiej formie Janem Himilsbachem, opowiedział mi pewną historię związaną z tym znakomitym aktorem. Pewnego razu zapytano go, dlaczego mówiąc o sobie za każdym razem opowiada coś innego. Na co on odpowiedział „a ile razy można pierd…ć to samo?”. I ja się z tym zgadzam. Tak jak i z tym, że prawda jest przereklamowana, co usłyszałem z kolei od Olafa Deriglasoffa.

piotr bukartyk

Często mówi Pan o sobie, że pisze tylko proste piosenki i układa rymy. To chyba za daleko idąca skromność…
Ale ja tak uważam.

Tylko, że często jest tak, że napisanie czegoś prostego i mądrego jednocześnie bywa zadaniem nad wyraz trudnym.
Coś w tym jest. Pisząc staram się, by odbiór tego, co mam do powiedzenia był możliwie jak najłatwiejszy. Chcę precyzyjnie przekazać swój punkt widzenia. To dotyczy wszystkiego, bez względu na to, czy opisuję otaczającą nas rzeczywistość polityczną, czy piszę o miłości. Wychodzę z założenia, że świat jest do opisania i można to zrobić prostymi słowami. To zresztą przekazuję młodym ludziom, którzy czasami proszą mnie o rady w tym temacie. Zawsze wtedy powtarzam „napisz mi o tym, co widzisz, a ja wtedy sam wyciągnę wnioski na twój temat”, „opisuj świat, a nie zajmuj się sobą”. To ważne, ponieważ wiele osób ma, jak ja to mówię, „autowzwód”. Uważają, że są tak atrakcyjni i ciekawi, że chcą się tym podzielić ze światem.

A Pan się czuje bardziej poetą czy muzykiem?
Ani jednym, ani drugim. Jestem układaczem piosenek. Kompozytorem na pewno nie jestem, poetą też nie, chyba że poezją nazwiemy pisanie do rymu. Miło mi jednak kiedy słyszę ze strony ludzi wykształconych, inteligentnych i wpływowych jeśli chodzi o polską kulturę, że podoba im się to, co robię.

Występuje Pan zarówno z zespołem, jak i sam z gitarą czy też w towarzystwie Krzysztofa Kawałko. Która z tych form jest panu najbliższa?
Dobrze się czuję i w jednej i w drugiej. Traktuję jako dar od losu to, że mogę występować u boku tak znakomitych muzyków, jak ci tworzący grupę Ajagore. Tak jak i to, że to oni sami wyszli z inicjatywą współpracy, bo przecież ja nie miałbym nawet śmiałości ich o to poprosić. Ku mojemu zdumieniu, w przeszłości już kilka razy spotkałem się z podobnymi sytuacjami, dzięki czemu mogłem stanąć u boku muzyków, których od lat podziwiam. Świetny gitarzysta Janusz Strobel powiedział mi kiedyś „fajnie grasz, tylko po swojemu, ale o to właśnie chodzi”. I tego się trzymam! Nigdy nie próbowałem zostać poważnym instrumentalistą. Nie było we mnie ani cierpliwości, ani chęci wyrażenia siebie poprzez na przykład partię solową. Umiem za to zagrać na gitarze, to co chcę zagrać. Nie ukrywam przy tym, że muzyka stanowi dla mnie służebną, a raczej równorzędną rolę wobec tekstu.

I to działa, bo Piotr Bukartyk to już klasyk. Młodzi artyści ze szkół muzycznych wystawiają spektakle na podstawie Pana piosnek. To chyba miłe?
Bardzo! Tym bardziej, że jeszcze żyję…

piotr bukartyk

A lubi Pan jak inni śpiewają piosenki z Pana repertuaru?
Napisałem ich ponad 600 i nic dziwnego, że część z nich żyje swoim życiem. Niektóre w zupełnie innych aranżacjach, tak jak w przypadku przedstawienia wyreżyserowanego przez Jerzego Satanowskiego. Z niektórymi wiążą się też zabawne historie. Czasami na przykład spotykam się z zarzutami, jak mogę wykonywać utwór „Kobiety jak te kwiaty”… Zbigniewa Zamachowskiego. W sumie mnie to nie dziwi, bo jego wykonanie zna znacznie więcej osób niż to moje, pierwotne. Widziałem też na przykład filmik z Festiwalu Muzyków Gastronomicznych w Turku, gdzie tata z córką wykonywali piosenkę „Niestety trzeba mieć ambicję”. Trafiłem więc też na wesela. To dobrze, bo wiem, że dzięki temu komuś te piosenki służą.

Czasami zdarza się też Panu pisać dla konkretnych wykonawców…
Nie robię tego jednak zbyt często, choć czasami pozwalam zajrzeć innym do swojej szuflady. To nie są jednak komfortowe sytuacje, gdy piszę tekst, a ktoś inny komponuje do niego muzykę. Dotyczy to także osób, do których mam ogromny szacunek, i które podziwiam. Lubię po prostu robić po swojemu. Ostatnio napisałem piosenkę dla Grażyny Łobaszewskiej, ale to trochę inna historia, ponieważ przyjaźnimy się, wiele ze sobą rozmawiamy…

Regularnie, i to od wielu lat rozmawia Pan również z Wojciechem Mannem w jego porannych audycjach, teraz na antenie Radia Nowy Świat. Tak z ciekawości zapytam, o której Pan wstaje w piątki?
Bywa, że nie kładę się wcale spać. Zazwyczaj jednak staram się zasnąć około 3 w nocy. Budzik mam nastawiony na godzinę 6.45, bo tyle potrzebuję, by się ogarnąć i dojechać do radia. Jestem systematycznym i ułożonym gościem, więc lubię być nieco wcześniej.

Naprawdę pisze Pan wszystkie prezentowane piosenki, w nocy z czwartku na piątek?
Inaczej nie miałoby to sensu. Zdarza się jednak, że niektóre melodie mam już w głowie wcześniej. Ona chodzi za mną na przykład podczas spaceru z psem. Wtedy sobie ją nagrywam na dyktafon i później, za jakiś czas, z niej korzystam.

Ile tych piątkowych piosenek ma swoje dalsze życie?
Mimo wszystko mniejszość. U Wojtka gram już sporo czasu, więc trochę się tego nazbierało, może nawet z pół tysiąca. Nie liczę tego jednak, tak jak i nie prowadzę dokumentacji na swój temat, ani nie zbieram dyplomów.

A czego życzy Pan sobie i innym w nowym roku?
Lepszej Polski niż ta, w której obecnie żyjemy. Zachęcam więc do pójścia na wybory, bo razem możemy to zmienić.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

piotr bukartykPiotr Bukartyk wraz z zespołem Ajagore na koncercie w Kleszczewie (fot. 3x Maciej Frąckowiak GOKiS Kleszczewo)

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 23 grudnia 2022