Relacje
Wystarczy ruszyć w drogę…
– Kocham prawdziwe historie. One mają moc, inspirują. Każda taka historia może nas czegoś nauczyć – mówi Łukasz Wierzbicki, autor książek dla dzieci mieszkający w Borówcu.
„Czyta, pisze, opowiada, pracuje”. W taki sposób scharakteryzowałeś się na swojej stronie internetowej. W czym się czujesz najlepiej?
To wszystko stanowi całość. Moja praca nie polega na siadaniu rano w szlafroku za biurkiem i pisaniu iluś tysięcy słów dziennie. To jest raczej chaos. Czytam, bo szukam inspiracji. Piszę, ale często jest to pisanie na czerwonym świetle w samochodzie czy też papierku od hot doga w trasie. Pracuję, i to ciężko, ponieważ pisanie nie przychodzi mi łatwo. Wychodzę jednak z założenia, że im ciężej będzie mi się pracowało, tym lepiej będzie się czytało osobie, która weźmie książkę do ręki. Dlatego każdy tekst dopieszczam, poprawiam, często odkładam go na jakiś czas.
No i jeszcze opowiadasz.
Na to poświęcam najwięcej czasu. Każda książka jest dla mnie pretekstem do spotkania się z czytelnikiem. Czasami porównuję się do muzyków rockowych, których słucham i lubię. W ich przypadku płyta jest pretekstem do wyruszenia w trasę, by zaprezentować muzykę na żywo. U mnie jest podobnie. Pakuję swoją wielką walizę, plecak i wyruszam do bibliotek i szkół. By przekazać coś więcej, niż jest w książce. Te spotkania wiele mi dają. Uczę się na nich dziecięcej wrażliwości, poczucia humoru. Nabieram też śmiałości. Opowiadanie i spotkania autorskie to nieodłączna część mojej pracy.
Kontakt z dziećmi do łatwych chyba nie należy?
Zwłaszcza że współczesne dzieci, choć nie można tego generalizować, są przyzwyczajone do szybkiego tempa narracji. Dlatego na takim spotkaniu nie mogę usiąść w fotelu i czytać książki. Moje spotkania zazwyczaj trwają godzinę. Muszę wykorzystać ten czas, aby zachęcić dzieci do czytania. Robię to poprzez rekwizyt, inscenizację czy wygłup. Staram się pokazać, że w książce kryje się magia i że może być ona konkurencją dla otaczających nas multimediów. To ciężka praca. I to dosłownie, bo czasami, jak wracam do domu, to mam… zakwasy.
Mam wrażenie, że ta ciężka praca jest dla Ciebie spełnieniem marzeń z dzieciństwa. Sam zresztą opowiadasz dzieciom, jak to, mając sześć lat, postanowiłeś, że będziesz pisał książki.
Nie dopowiadam już jednak, że ten chłopiec na wiele lat o swoich marzeniach zapomniał. Była szkoła, studia, a potem zacząłem nawet pracować w banku. Życie sprawiło, że ten chłopiec, który chciał pisać książki gdzieś we mnie zniknął. I to na długo, bo „Afrykę Kazika” napisałem, mając 33 lata, będąc już po różnych doświadczeniach życiowych. Dopiero wtedy się okazało, że ten chłopiec dał o sobie znać. Przetrwał pracę w banku i powiedział: „Musisz spróbować. Masz wielkiego bohatera – Kazimierza Nowaka, który dokonał rzeczy niezwykłych. Niech jego przygody poznają najmłodsi. A nikt nie zrobi tego lepiej od ciebie, bo to właśnie ty znasz tego Nowaka najlepiej”.
Nie miałeś obaw przed napisaniem pierwszego zdania?
Bardzo się bałem. Zacząłem czytać książki dla dzieci, ale natychmiast je odłożyłem. Doszedłem do wniosku, że muszę stworzyć własny język. I to się chyba udało, bo powodzenie tej książki przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nigdy się nie spodziewałem, że będzie tak chętnie czytana i że stanie się lekturą.
Wszystkie swoje książki opierasz na faktach lub w jednym przypadku na mitach. Nie kusi Cię, by puścić wodze fantazji i wymyślić jakąś wielką przygodę?
Nie, i to z paru powodów. Fikcji dookoła mamy tyle na co dzień, że chyba nawet młodzi czytelnicy są nią przesyceni. Jest jej tyle, że nagle okazuje się, że coś, co wydarzyło się naprawdę, jest wyjątkowo atrakcyjne. Dzieci często pytają mnie, czy historia z niedźwiadkiem Wojtkiem w polskiej armii jest prawdziwa? Czy Kazik jest prawdziwy? Ja kocham prawdziwe historie. Bo one mają moc, mogą nas inspirować. Poza tym każda taka historia może nas czegoś nauczyć. Nawet jeśli się wydarzyła wiele lat temu.
Ile spotkań autorskich masz w roku?
Różnie to bywa. Przez dwa sezony skrupulatnie sumowałem te spotkania i wyszło mi ponad trzysta. Pracuję jak szkoły. Najwięcej czasu na pisanie mam więc latem, w wakacje.
O czym będzie Twoja następna książka?
Ona już jest. Nosi tytuł „Ocean to pikuś” i jest poświęcona Aleksandrowi Dobie. Trochę się bałem przed jej pisaniem, bo to pierwszy przypadek, że bohater mojej książki jeszcze żyje. Warunkiem było to, że Olek zaakceptuje to, co o nim i jego przygodach napisałem. Ostrzegałem go, że te przygody będę musiał zamienić na język dziecięcy, w pewnych miejscach je podkoloryzuję, a nawet parę faktów zmienię. On się na to bez wahania zgodził. Zareagował zresztą na to, co napisałem, wspaniale.
A co masz w planach?
Teraz piszę o wielkiej wyprawie dookoła świata Tadeusza Perkitnego i Leona Mroczkiewicza. Obaj skończyli w 1926 roku Akademię Rolniczą i ruszyli w podróż. W Poznaniu są znani jako wybitni profesorowie, bo później zrobili karierę naukową. Zanim to się jednak stało, odbyli szaloną, przezabawną i pełną wręcz niewiarygodnych przygód podróż. Znam tę historię od lat, ale okazało się, że jestem jednym z niewielu. Uznałem więc, że trzeba to opisać, że jestem im to winien. I tak właśnie powstaje książka „Wokół świata na wariata”. Będzie trochę dziwna, bo to bohaterowie łobuziaki. Wszystko robią nie tak, jak trzeba i często przychodzą im do głowy przedziwne pomysły. Koniec końców świat jednak objechali. Tadeusz Perkitny zostawił piękną relację z tej wyprawy w książce „Okrążmy świat raz jeszcze”. Ja napiszę wersję dla dzieci.
A nie chcesz sam ruszyć w świat i to wszystko opisać?
Sporo podróżuję, ale nie uważam, żeby moje podróże były dobrym tematem na książkę. Często jednak przemycam swoje spostrzeżenia i refleksje w książkach. Tak jest na przykład w „Afryce Kazika”, kiedy główny bohater mówi: „wystarczy, że ruszysz w drogę, a zawsze spotka cię coś ciekawego”. To są słowa, które usłyszałem od przyjaciela podczas swojej wyprawy do Afryki. Uznałem, że one dobrze oddają to, co mój bohater chciałby powiedzieć.
Twoje książki to nie tylko zapis przygód bohatera…
Staram się, by każda z nich miała jakieś przesłanie. By była o czymś. Nie ma być tylko opisem mijających dni w podróży. Ta przygoda i książkowa podróż mają dokądś zmierzać. Do odkrycia czegoś ważnego.
Rozmawiał Tomasz Sikorski
Łukasz Wierzbicki
43 lata. Autor książek dla dzieci, podróżnik, redaktor i biografista. W 2000 roku zebrał i opracował reportaże Kazimierza Nowaka z jego podróży do Afryki. Wydał je w opatrzonej własnym wstępem książce „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”, którą Ryszard Kapuściński uznał za klasykę polskiego reportażu. Powieści dla dzieci: „Afryka Kazika” – o przygodach Kazimierza Nowaka, „Dziadek i niedźwiadek” – o losach niedźwiedzia Wojtka z Armii Andersa, „Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana” – na temat podróży Jana di Piano Carpiniego i Benedykta Polaka do Imperium Mongolskiego w latach 1245-1247, „Wróżby dla Kuźmy” – o dalszych losach bohaterów powieści o Benedykcie Polaku, „Machiną przez Chiny”– o pionierskiej wyprawie motorem Haliny Korolec-Bujakowskiej i jej męża Stacha do Chin z lat 1934-1936 oraz „Drzewo. Mity słowiańskie i inne opowieści”.
Na zdjęciach Łukasz Wierzbicki podczas spotkania z uczniami w Bibliotece Publicznej w Kostrzynie