Relacje
Koloniści mają swój komiks
– To niewiarygodne, jak dużo osób w naszym kraju zna na pamięć dialogi z programu „6 dni z życia kolonisty” – mówi Krzysztof Deszczyński jego autor i reżyser. Na podstawie tego kultowego już przedstawienia kabaretowego powstał właśnie komiks.
Skąd pomysł by przypomnieć „Kolonistów”?
– Kilka tygodni po śmierci Bohdana Smolenia na jednym z bardzo popularnych serwisów internetowych trafiłem na nagranie audio naszego programu, a pod nim na całą lawinę komentarzy. Niemal wszyscy pisali, ile „Koloniści” dla nich znaczyli, wielu żałowało, że nikt tego nigdy nie sfilmował. Bo to prawda. Najpierw wyszła kaseta, a później, za sprawą radiowej „Trójki”, płyta. Nagrań telewizyjnych jednak nie było. I to właśnie wtedy wpadłem na to, że jedynym sposobem na zwizualizowanie „Kolonistów” będzie komiks.
Dlaczego programu nie zarejestrowano?
– W tym miejscu należy przypomnieć czasy, w których on powstawał. Bohdana Smolenia poznałem w 1983 roku, przy tworzeniu cyklu widowisk muzyczno-teatralnych adresowanych do dzieci i młodzieży, pt. „Dziecko potrafi”. To właśnie wtedy też, podczas kabaretonu będącego częścią Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, Bohdan wygłosił swój słynny monolog „A tam cicho być”, za który od ówczesnych władz otrzymał zakaz wykonywania pracy. Poszło o zdanie „A mnie za te 40 lat nikt k… nie przeprosił”, które wcześniej zostało zakwestionowane przez cenzurę. W tym programie był też fragment „Amerykanie nie są tacy źli. Oni najpierw napadną, a później przeproszą”. Ja, nieco parafrazując te słowa, stwierdziłem, że komuniści też nie mogą być aż tacy źli i pozwolą nam zrobić program dla dzieci. I tak też się stało.
Tylko, czy to był program dla dzieci?
– W założeniu tak, ale nie ma się co czarować, miał on wydźwięk mocno polityczny. Tekst napisałem wręcz błyskawicznie, bo to życie go pisało. Punktem wyjściem były kolonie dla dzieci, ale tak naprawdę chodziło o to, że jesteśmy kolonią radziecką. Konstrukcja była taka, że jako kierownik tej kolonii byłem pierwszym sekretarzem partii. Wszystko działo się na obozie dla dzieci, ale aluzje były bardzo widoczne.
Krzysztof Deszczyński na spotkaniu z młodzież a w pobiedziskiej bibliotece. Obok dyrektor placówki, Małgorzata Halber (fot. R. Domżał)
Jak to przedstawienie było przyjmowane?
– Wystawialiśmy je o godz. 8 rano, bo przecież było ono w zamyśle skierowane do dzieci. Początkowo na widowni zasiadali jednak przede wszystkim dorośli. Tłumaczyliśmy, że to program dla najmłodszych, że możemy nawet zwrócić pieniądze za bilety, ale nikt nam nie wierzył, wszyscy te tłumaczenia traktowali z przymrużeniem oka. Dzieci jednak też przychodziły. One się śmiały w jednych momentach, a dorośli w innych. Takie to były czasy.
Dzisiaj młodzież rozumie te aluzje?
– Trzeba im wytłumaczyć kontekst. Część poświęcona paleniu papierosów zawsze będzie aktualna. Ostatnio, podczas spotkania z 8-klasistami w Bibliotece w Pobiedziskach opowiadałem o scenie, kiedy wchodzi kierownik kolonii i mówi, że obiadu nie będzie, bo kucharka zachorowała. Wtedy to zdanie miało zupełnie inny wydźwięk. Powiedziałem więc, żeby ci młodzi ludzi zamknęli oczy i wyobrazili sobie dzisiejszy sklep w centrum handlowym, w którym na półkach stoi tylko ocet. Trudno im było w to uwierzyć, robili duże oczy, a przecież tak kiedyś było…
Komiks ten kontekst pozwala zrozumieć?
– W książce są też archiwalne zdjęcia, pełny tekst przedstawiania oraz płyta cd z jego nagraniem. Jest też nowoczesna szata graficzna stworzona przez Maxa Skorwidera, do którego o pomoc zwróciłem się jeszcze wtedy, kiedy był wschodzącą gwiazdą polskiego rysunku. To było tak jak wspomniałem niedługo po śmierci Bohdana Smolenia.
Od pomysłu do wydania minęło zatem sporo czasu. Dlaczego?
– Uznałem, że najpierw powinienem się zająć pomnikiem Bohdana, który ostatecznie został odsłonięty przez jego spalenie, w czerwcu 2021 roku. Do tematu wróciłem po powrocie z festiwalu kabaretowego w Bielsku Białej, rodzinnym mieście Bohdana Smolenia. To właśnie tam na własnej skórze przekonałem się, jak wiele osób w naszym kraju zna na pamięć teksty z „Kolonistów”. To wręcz niewiarygodne… Oni podchodzili do mnie i recytowali całe scenki. Wracając wówczas do Poznania już wiedziałem, że trzeba wrócić do tematu komiksu.
To wydawnictwo też ma zadatki na to, by także stać się kultowym?
– W pewnym sensie tak, bo do sprzedaży przeznaczono tylko 500 sztuk. Reszta trafi do bibliotek, przede wszystkim w powiecie poznańskim oraz bielskim, które wsparły wydanie tego komiksu.
Kto oprócz Pana i Bohdana Smolenia wystąpił w programie „6 dni z życia kolonistów”?
– W role kolonistów wcielili się jeszcze Jacek Baszkiewicz i Andrzej Czerski. Program wystawialiśmy od maja 1985 roku do końca czerwca 1986 roku. I tak jak wspomniałem, nigdy nie został on zarejestrowany. Kamery mało kto wtedy miał, a do telewizji nas nie zapraszano. Choć jest jeden mały wyjątek. Swego czasu pojawiliśmy się w programie wakacyjnym i z tego właśnie programu zachowało się ok. 30-40 sekund materiału. Odnalazł je w archiwach Ksawery Szczepanik, młody reżyser dokumentalista, który realizuje film o Bohdanie Smoleniu.
A nie kusi Pana, by zagrać ten program jeszcze raz?
– Zrobiliśmy to z okazji 50-lecia mojej działalności artystycznej w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Wystawiliśmy wówczas dwie sceny. Tę z przebierańcami zagrałem z Kabaretem Chyba. W rolę Bohdana Smolenia wcielił się Jakub Krzak, czyli biorąc pod uwagę wygląd, jego całkowite przeciwieństwo. Fragment z papierosami natomiast przygotowaliśmy z zielonogórskimi kabareciarzami, Jarkiem Sobańskim, Tomaszem Łupakiem i Sławkiem Kaczmarkiem. W tym przypadku rolę Bohdana wzięła na siebie Ada Borek z Kabaretu Nowaki. Czyli też nietypowo.
Ma Pan już kolejne pomysły na ten projekt?
Na razie skupiam się na przygotowaniach do Wigilii z Bohdanem Smoleniem. To bardzo ważne, aby przy jego skwerze i pomniku coś się działo, bo tylko wtedy taki pomnik ma sens…
Rozmawiał Tomasz Sikorski