Relacje
Praca z dziećmi jest wspaniała
– Lepiej dzieci hartować, niż przegrzewać – twierdzi Aleksandra Matyla-Radzewska, laureatka plebiscytu „Hipokrates Wielkopolski” w kategorii najlepszy pediatra w powiecie poznańskim.
Jaki powinien być dobry pediatra?
Musi przede wszystkim bardzo lubić swoją pracę. I to wystarczy.
Praca z dziećmi jest chyba dość specyficzna…
Jest przede wszystkim wspaniała. W pewnym sensie jest specyficzna, ale ja bym jej nie zamieniła na żadną inną.
Nawet wtedy, gdy ma Pani do czynienia z małym łobuziakiem, który szaleje w gabinecie i nie chce dać się przebadać?
Wychodzę z założenia, że do każdego dziecka można dotrzeć. Czy mam swoje sposoby? Czasami wystarczy trochę spokoju, a czasami jest to miła rozmowa, która zainteresuje dziecko. Zazwyczaj można też liczyć na pomoc ze strony rodzica. Poza tym, z każdą kolejną wizytą dzieci się oswajają zarówno z gabinetem, jak i lekarzem.
Od zawsze chciała Pani zostać pediatrą?
Właśnie, że nie. Jak skończyłam studia, to chciałam być ginekologiem. Dlatego trafiłam do szpitala na ulicy Krysiewicza. Tam na stażu znalazłam się jednak na pediatrii. I tak już zostało.
Aleksandra Matyla-Radzewska odbiera nagrodę z rąk starosty Jana Grabkowskiego i redaktora naczelnego „Głosu Wielkopolskiego” Adama Pawłowskiego.
Z jakimi chorobami najczęściej trafiają do Pani mali pacjenci? Pewnie są to przeziębienia?
Tak, ale w moim przypadku trudno o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, ponieważ pracę w Poradni Lekarza Rodzinnego Med-Lux w Przeźmierowie, z której byłam nominowana do nagrody „Hipokrates Wielkopolski, łączę z obowiązkami we wspomnianym szpitalu na ulicy Krysiewicza. I tam pacjentów mam już bardzo różnych. W przychodni mam też do czynienia z dziećmi, które przychodzą na bilanse czy na szczepienia. Pediatria ma coś w sobie z sezonowości. Są okresy, takie jak teraz, kiedy najwięcej jest infekcji.
Co by poradziła Pani rodzicom, żeby ich dzieci nie chorowały?
Niech je hartują, szczepią, bo to bardzo ważne, i uprawiają sport. Czasami rodzice bywają też nadopiekuńczy. Mam dużo wizyt już w pierwszej dobie infekcji, kiedy tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, co jest jej przyczyną. Mnie to jednak nie przeszkadza. Przyznam się, że w przeszłości nie wyobrażałam sobie pracy w placówce Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Mówiłam sobie „ja będę leczyć katar w nosie?”. Teraz natomiast coraz częściej zastanawiam się czy nie przenieść swojej działalności wyłącznie do poradni.
Dlaczego?
Ponieważ tam jest zupełnie inny kontakt z pacjentem. W szpitalu chory przychodzi, pomagamy mu, czasami ratujemy życie i zaraz potem… wychodzi. W poradni, gdzie pracuję od dwóch lat, mam pacjentów, o których praktycznie wszystko wiem. Mamy świetny kontakt. Oni często sami już wiedzą, jak należy się zachować przy chorobie. Czasami czuję się nawet niepotrzebna (śmiech).
W tej chwili wiele osób leczy się… czytając internet. To chyba nie jest najlepszy pomysł?
To problem, który dotyczy wszystkich specjalizacji. W pediatrii aż tak często się z nim nie spotykam. A może po prostu trafiłam na wspaniałych pacjentów. Mamy do siebie zaufanie i potrafimy ze sobą rozmawiać. Uważam zresztą, że znalezienie czasu na tę rozmowę to często 80 procent sukcesu w naszej pracy.
Rozmawiał Tomasz Sikorski