Relacje
Tytuł był wisienką na torcie
– Przyjemność z gry w mölkky jest wielka. I to rywalizując na każdym poziomie, zarówno tym sportowym, jak i tylko towarzyskim – zapewnia Anna Kołeczek-Szyszło z Puszczykowa, aktualna, indywidualna mistrzyni Polski w tej dyscyplinie sportu.
Jechała Pani na mistrzostwa po złoto?
– Nie, w tym roku bardziej byłam skupiona na cyklu Grand Prix, który składał się z pięciu turniejów i wymagał zachowania odpowiedniej formy na dłuższym dystansie. Te zawody zresztą wygrałam. Mistrzostwa Polski były taką wisienką na torcie. Tym bardziej, że w finale grałam ze swoim… synem.
Ładnie to tak ograć swoją pociechę?
– Ten mecz sprawił nam wielką radość i frajdę. My sami, tak jak i zresztą wszyscy obecni na turnieju w Gołotczyźnie, niedaleko Ciechanowa, byli zaskoczeni takimi rozstrzygnięciami. To nie jest przecież normalna sytuacja, że rodzina gra o złoto. Dodam tylko, że syn na co dzień mieszka już w Warszawie i bronił barw innego klubu. Z Puszczykowem jest jednak cały czas związany, więc śmiało można powiedzieć, że nasi zawodnicy zdominowali mistrzostwa, bo przecież trzecie miejsce i brązowy medal wywalczył Miron Skołuda, który tak jak ja reprezentuje miejscowe Puszczyki.
Ile trzeba trenować by zostać najlepszym w kraju?
– Nie ma recepty na tytuł i trudno konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Można trenować każdego dnia przez kilka godzin, a można też ćwiczyć raz lub dwa razy w tygodniu. To zależy od zawodnika. Z pewnością trzeba być jednak wytrwałym i systematycznym. Mölkky to sport, który można trenować zarówno samemu, jak i w większym gronie. W Puszczykowie na przykład zebrało się świetne towarzystwo, które chętnie spędza czas ze sobą i regularnie się spotyka. Kapitalne w mölkky jest również to, że do gry można zaprosić rodzinę czy znajomych. Ja z synem na przykład już planujemy wspólny start w przyszłorocznych halowych mistrzostwach Europy, które odbędą się we Francji.
Pani od kiedy gra?
– Może kogoś zaskoczę, ale dopiero od roku. Jestem więc doskonałym przykładem na to, że w krótkim okresie czasu można wypracować wysoką formę. Jestem też pierwszą osobą, która w jednym roku wygrała zarówno mistrzostwa Polski, jak i cykl Grand Prix. Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko zwycięstwa w turnieju Masters, który w ten weekend odbędzie się w Puszczykowie, i w którym wystartuje dwudziestu najlepszych zawodników w kraju.
Zapytam w takim razie, co jest potrzebne, aby osiągnąć takie mistrzostwo w grze?
– Wszystko po trochu. Na pewno trzeba celnie rzucać, bo bez tego trudno o dobre wyniki. Ważna jest też taktyka, jak i koncentracja oraz odporność na stres. One są potrzebne w sytuacjach, gdy decydujemy się na trudniejszy rzut, kiedy należy trafić w cel oddalony na siedem, osiem, czy nawet dziesięć metrów. Wtedy u każdego pojawia się myślenie typu „trafię, nie trafię” i trzeba sobie z tym poradzić.
Mölkky to jeden z nielicznych sportów, w którym kobiety rywalizują z mężczyznami. Dużo jest grających pań?
– Coraz więcej, ale nadal są spore dysproporcje. Jest to zwłaszcza bardzo widoczne spoglądając na krajowy ranking graczy. Ja jestem tam wprawdzie pierwsza, ale następna zawodniczka jest sklasyfikowana dopiero na trzydziestym miejscu. We wspomnianym turnieju Masters będę jedyna. Dlatego zachęcam wszystkie panie, by zaczęły grać i rywalizować na poważnie z mężczyznami. Ja udowodniłam, że można ich ograć. Do spróbowania swoich sił w mölkky namawiam zresztą każdego, ponieważ jest to kapitalna forma spędzania wolnego czasu. Przyjemność z gry jest wielka, i to rywalizując na każdym poziomie, zarówno tym sportowym, jak i tylko towarzyskim.
Rozmawiał Tomasz Sikorski