Relacje
Gdyby to było nasze dziecko?
Stella Zylberstein Tzur, ocalała z Holocaustu 90-letnia kobieta, która doprowadziła do przyznania ponad dwudziestu Polakom medali „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”, odwiedziła w czwartek 18 stycznia Długą Goślinę w gminie Murowana Goślina. Wzięła udział w uroczystości odsłonięcia ławeczki z tabliczką upamiętniającą rodzinę, u której Stella ukrywała się w czasie II wojny światowej. Spotkała się także z potomkami Lucyny i Mariana Piechowiczów. Dla młodzieży uczestniczącej w spotkaniu była to żywa, bardzo emocjonalna lekcja historii. „Tyle czasu minęło… ale tak niewiele się zmieniło, wciąż musimy mieć oczy otwarte, trzeba pomagać ludziom potrzebującym” – mówiła Stella, która na ławeczce zasiadła z Marią Krasnodębską, córką Lucyny i Mariana.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Stella była nastolatką i – jak sama podkreśla – nie wszystkie toczące się wokół niej wówczas wydarzenia rozumiała, nie mogła pojąć ogromu cierpień ludzi w getcie łódzkim. Wiedziała jedno, że musi wraz z matką uciec z transportu do obozu. Udało się i jej i matce. Ukrywały się, oddzielnie, u polskich rodzin, zmieniały lokalizacje pobytu. Kiedy Stella trafiła pod drzwi domku państwa Piechowiczów w maleńkiej wiosce Malinowiec na Podlasiu, gospodarz początkowo nie chciał jej przyjąć. Wiedział, że za ukrywanie Żydów karą jest śmierć, dla całej rodziny. Jednak pani Lucyna zapytała męża „A gdyby to było nasze dziecko?”. Stella zamieszkała w domu, żyła, jadła i pracowała tak samo, jak dzieci państwa Piechowiczów. To była jej rodzina aż do końca wojny.
Po wojnie wróciła do Łodzi, a w latach 60-tych wyjechała do Izraela, gdzie dziś mieszka. Jej starania doprowadziły do odnalezienia i uhonorowania ponad 20 Polaków, którzy podczas wojny pomagali Żydom. Wśród nich są właśnie Lucyna i Marian Piechowiczowie, którzy po wojnie z podlaskiego Malinowca przenieśli się do Długiej Gośliny. Na uroczystości w dniu 18 stycznia Stella Zylberstein Tzur spotkała się m.in. z Marią Krasnodębską, która w czasie wojny była dla niej jak siostra, wspominały spędzony razem czas. – Ta historia była żywa w naszym domu, bardzo się cieszymy z wizyty Stelli – mówiła Longina Krasuska, wnuczka państwa Piechowiczów. – To wzruszająca dla nas chwila. Nawet mama (to o pani Marii Krasnodębskiej), zwykle cicha i skryta, dziś bardzo się ożywiła – dodała.
Symboliczna ławeczka, wyposażona w pamiątkową tabliczkę upamiętniającą wspaniały gest państwa Piechowiczów, posadowiona została przy zabytkowym drewnianym kościółku w Długiej Goślinie. Na uroczystość przybyli m.in.: burmistrz Dariusz Urbański, a także nauczyciele i uczniowie szkoły podstawowej w Długiej Goślinie oraz klasy gimnazjalnej w Murowanej Goślinie. Nie obyło się bez wspólnego śpiewania „Szalom alejchem” a także symbolicznie „Wszyscy braćmi być powinni” znanej z wykonania Justyny Steczkowskiej. – Przed II wojną światową Murowana Goślina była wielokulturowa, o czym staramy się przypominać dziś i edukować młodzież w duchu tolerancji. – mówił burmistrz Dariusz Urbański. – Wizyta pani Stelli oraz wspaniała historia jej ocalenia będzie dla młodzieży żywą lekcją historii, która jest współcześnie bardzo potrzebna, żebyśmy pamiętali o najważniejszych wartościach.
Po uroczystości odbyło się jeszcze spotkanie w Szkole Podstawowej w Długiej Goślinie. Ciepło przyjęta pani Stella dała się poznać, jako bardzo radosna, pełna życia i chętnie żartująca starsza pani. Z dystansem opowiadała o sobie i przeżyciach. Na przykład o tym, jak musiała spędzić noc ukrywając się w stodole, gdy w pobliżu byli bolszewicy – Jak to się stało, że nikt mnie nie usłyszał? Przecież ja strasznie chrapię! – mówiła. Ale po każdym żartobliwym zwrocie po chwili wracała, a robiła to kilkukrotnie, do ważnego przesłania. Trzeba pomagać. Trzeba być wrażliwym na krzywdę, biedę, bezradność innych ludzi. Pokazała niezwykłą wrażliwość, wspominała wiersze i historie, które najsilniej wbiły jej się w pamięć.
Tekst i zdjęcia: Monika Paluszkiewicz