Zapowiedzi Wydarzenia Relacje
Maluchem przez Afrykę i Azję
– Dzisiejsze podróże są bardziej subiektywne niż kiedyś. Świat odkrywa się dla siebie, a nie dla przyszłych pokoleń – mówi Arkady Paweł Fiedler, podróżnik z Puszczykowa, który pokonał maluchem Afrykę i Azję.
Dopiero co przejechał Pan maluchem Afrykę i Azję, a już ma Pan w planach kolejną podróż. Chyba nie potrafi Pan długo wysiedzieć w domu?
Chętnie odpoczywam, zwłaszcza u siebie w Puszczykowie. Lubię sobie usiąść na kanapie i obejrzeć film. Prawdą jednak jest, że po pewnym czasie nosi mnie i gna w świat. Cały czas mam też jakieś plany w głowie. Myślę o podróżach i miejscach, do którym chciałbym dotrzeć. Tych planów jest zresztą tyle, że nie wystarczy mi życia, żeby je wszystkie zrealizować.
Tak było od zawsze? Bo z tego, co wiem, przez pewien czas mieszkał i pracował Pan w Anglii.
Świat zawsze mnie wabił. Nawet gdy pracowałem w korporacji. W wakacje, podczas urlopu też zawsze wyjeżdżałem. Oczywiście, były to krótsze wypady, niezwiązane z życiem zawodowym.
Teraz podróżowanie jest dla Pana sposobem na życie?
Można tak powiedzieć. Od powrotu z Afryki w 2014 roku mnóstwo czasu poświęcam na wszystko to, co z podróżami jest związane. Elementem pracy podróżnika są choćby spotkania z ludźmi. Ja skupiam się także na realizowaniu filmów telewizyjnych. I wychodzi to z coraz lepszym skutkiem. Seria z podróży maluchem po Afryce była już kilkakrotnie wyświetlana. Teraz pracuję nad produkcją z wyprawy po Azji. Do tego dochodzą też książki. Pisanie zabiera sporo czasu. Podobnie jak przygotowania do kolejnych podróży. Trzeba przecież wyznaczyć i poznać trasę, przygotować środek transportu, no i poszukać funduszy na wyprawę i na film.
Zamiłowanie do przygody ma Pan we krwi. Pana dziadek, Arkady Fiedler, był przecież wielkim i sławnym podróżnikiem. W jego ślady po-szedł też Pana ojciec. Teraz o nazwisku Fiedler jest głośno ze względu na Pana nietypowe wyprawy. Chciałby Pan osiągnąć więcej niż dziadek?
W żadnym wypadku nie ścigam się z nim! Dziadek jest postacią bardzo ważną zarówno dla mnie, jak i dla całej naszej rodziny. Jest naszym wodzem. Z jego dorobku można czerpać, a nie się z nim ścigać. Często się zastanawiam, co by myślał dziadek na temat tego, co i jak robię. Bo przecież podróżuję zupełnie inaczej niż on. Jeżdżę samochodem, robię filmy…
W dzisiejszych czasach jest jeszcze coś do odkrycia?
Świat się zmienił. Granice są otwarte i łatwo podróżować. I to jest piękne. Mając odpowiednie środki, z dnia na dzień można polecieć na drugi koniec świata. Dzisiejsze podróże są jednak bardziej subiektywne niż kiedyś. Świat odkrywa się dla siebie, a nie dla przyszłych pokoleń.
Warto podróżować do miejsc, które zna się choćby z telewizji?
Opisy i obrazy nigdy nie oddadzą tego, co zobaczy się na własne oczy. Będąc w danym miejscu, czujemy je całym sobą. Zapach, kurz, temperatura, słońce, widok, ludzie – to wszystko sprawia, że odbieramy to miejsce całkowicie inaczej.
Pan podróżuje maluchem. Miałem taki samochód i wiem, że trudno go nazwać wygodnym. Podróż takim autem przez tak wielkie kontynenty jak Afryka i Azja musi być sporym wyzwaniem. I to pod każdym względem.
Proces poznawania świata z malucha jest zupełnie inny niż we współczesnym samochodzie. W maluchu nie ma klimatyzacji i jedzie się z opuszczonymi szybami, co powoduje, że ciepło i kurz wdzierają się do środka. Na wybojach człowieka mocno wytrzęsie. To wszystko sprawia, że sama droga staje się najważniejszą częścią podróży. I to mi odpowiada. Maluch w ten klimat podróżowania świetnie się wpisuje. Jest wolny, niewygodny, więc trzeba się często zatrzymywać. Należy nim jechać ostrożnie i skupiać się na tym, co nas otacza. Maluchem się nie pędzi i dzięki temu świat jest bardziej wyrazisty.
Ile lat ma samochód, którym pokonał Pan Afrykę i Azję?
To rocznik 1998. Jeden z ostatnich, jakie wyprodukowano. Teraz ma przejechane 122 tysiące kilometrów.
Można go zobaczyć także na naszych drogach?
Ostatnio byłem nim w Obornikach, na zlocie maluchów. Spisał się bez zarzutu, choć nie przeszedł jeszcze remontu po podróży przez Azję.
Pan swoje podróżowanie maluchem rozpoczął od przejechania Polski wzdłuż jej granic. Prawdziwy rozgłos przyniosło Panu jednak pokonanie Afryki. Odnoszę wrażenie, że ten kontynent jest Panu szczególnie bliski.
Coś w tym jest. Afryka mnie kusi. Pamiętam, jak dziadek wyjeżdżał do Afryki Zachodniej. To była jego ostatnia podróż. Miał wówczas 86 lat. Potem ojciec także pojechał na ten kontynent. Napisał o tym zresztą książkę. W tamtym czasie do naszego Muzeum trafiło mnóstwo eksponatów z tych wypraw. Afryka cały czas była obecna w moim życiu. I zawsze mnie tam ciągnęło.
Co jest w niej takiego interesującego?
To niesamowicie barwny kontynent. Pełen kontrastów. Kontynent, gdzie jest około 50 państw i to całkowicie różniących się od siebie. Każde z nich jest zamieszkane przez wiele różnych grup etnicznych, posługujących się niezliczoną ilością języków. Ta barwność jest niesamowicie interesująca. To też kontynent dla nas egzotyczny. W wielu miejscach Afryki ludzie żyją jeszcze w bardzo tradycyjny sposób. Obecnie ta tradycja miesza się z nowoczesnością.
Która część Afryki podoba się Panu najbardziej?
Nie znam jeszcze całego kontynentu. Przejechałem Afrykę Wschodnią i kawałek Zachodniej. Są jednak miejsca, do których chciałbym wrócić. Przemierzanie kontynentu samochodem jest tylko… przemierzaniem. Nie wszystkie miejsca można dokładnie poznać, nie można zatrzymać się na dłużej. Dlatego w przyszłości chciałbym do wielu miejsc powrócić. Takim krajem, który lubię szczególnie, jest Namibia. Byłem tam już trzykrotnie. To kraj przyjazny podróżnikom. Tamtejsze drogi są fascynujące.
Wspaniałe drogi są także w Ameryce Północnej. Planuje Pan przemierzyć je maluchem?
Mam taki plan, aby pokonać „Pan American Highway”. To sieć dróg z Alaski do Patagonii. Autostrady w Stanach Zjednoczonych, o których pan mówi, są piękne, ale asfaltowe i nie niosą ze sobą wyzwań. Na świecie jest wiele bardziej interesujących dróg. Choćby w Mongolii, gdzie byłem w ubiegłym roku. Trzeba było pokonywać rzeki i brody, a na stepie droga rozjeżdżała się w różnych kierunkach i człowiek nie bardzo wiedział, gdzie ma jechać. To było jak loteria. Ale wracając do pytania. Tak, chciałbym pokonać maluchem obie Ameryki, tworząc przy okazji serię telewizyjną. Byłaby to kontynuacja projektu „Po Drodze”. Tym razem „Po Drodze Ameryki”.
Wcześniej jednak chce Pan wrócić do Afryki, tyle że samochodem elektrycznym.
To podróż, o której myślałem już od dłuższego czasu. Podróż wyjątkowa i trudna w realizacji, bo samochód elektryczny ma bardzo dużo ograniczeń. Nie można go napełnić paliwem, tylko trzeba naładować. A w Afryce nie będzie to takie proste. Prądu będę szukać prawie jak wody na pustyni. Bez pomocy miejscowych nic nie będę mógł zrobić. I to jest jeden z powodów, dla którego chcę tę podróż zrealizować. Chcę pokazać, że od każdego z nas, od jednostek, bardzo dużo zależy.
Kiedy Pan startuje?
Chciałbym ruszyć w połowie lutego przyszłego roku. Tym razem pojadę z Kapsztadu przez Afrykę Zachodnią aż do Europy. Wcześniej planuję przejazd testowy po Polsce, wzdłuż granicy wschodniej. Tam też są tereny, które mnie pociągają.
W ostatnich latach cały świat zmaga się z terroryzmem. Czy planując podróż, bierze Pan uwagę różne niebezpieczeństwa?
Na świecie nigdy nie brakowało zagrożeń. Konflikty oraz wojny były, są i pewnie będą. Każdą swoją trasę wytyczam świadomie. Nie pcham się w miejsca, gdzie może być niebezpiecznie. Podróż ma być przyjemnością.
Mówił Pan o ładowaniu samochodu, a w jaki sposób Pan ładuje swoje baterie? Były momenty, w których te baterie były już na wyczerpaniu?
W ubiegłym roku przemierzając Azję, przejechałem przez kazachski step i… myślałem, że oszaleję. To była najdłuższa prosta droga, jaką widziałem w życiu. Wokół morze trawy i płaski step, bez żadnego punktu odniesienia. A ja w maluchu, którego nie można nawet rozpędzić. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Takie sytuacje też się zdarzają. Jazda samochodem ma jednak to do siebie, że krajobraz się zmienia, cały czas docierają nowe bodźce. I to mnie właśnie fascynuje i daje energię do brnięcia dalej. Do poznawania nowych miejsc, nowych ludzi. Taka specyfika przemierzania świata mi odpowiada. Bycie ciągle w innym miejscu…
Rozmawiał Tomasz Sikorski