MenuMenu główne
Powiat Poznański



Relacje

Między klasyką a popem

basia szelągiewicz

– W muzyce najważniejszy jest przekaz emocji. I skoro mogę się nimi dzielić w różnych projektach i w różnych stylach muzycznych, to chętnie z tego korzystam – mówi Basia Szelągiewicz, jedna z najbardziej rozpoznawalnych skrzypaczek grających muzykę rozrywkową w naszym kraju.

 

Skrzypce kojarzą się przede wszystkim z muzyką poważną. Ty na scenie łączysz klasykę z rozrywką, grając choćby w wersji instrumentalnej znane przeboje. Który rodzaj muzyki jest Ci bliższy?
Z każdego staram się coś czerpać. Skończyłam wydział klasyczny w poznańskiej Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec. W przypadku edukacji muzycznej nie wyobrażam sobie zresztą innej ścieżki, ponieważ klasyka daje bardzo mocny fundament, który można później wykorzystywać przy okazji innych projektów. Zawsze ciągnęło mnie jednak w stronę rozrywki. Odpowiadając zatem na pytanie, oba te gatunki są mi bliskie. Na co dzień bliżej mi jednak do popu i rocka. Już kiedy pierwszy raz trafiłam do bandu rozrywkowego, a był to zespół Zbigniewa Górnego, poczułam że jestem we właściwym miejscu. Potem był Alex Band Aleksandra Maliszewskiego i w tym poczuciu tylko się utwierdziłam. Inna sprawa, że miałam szczęście grać z wielkimi postaciami polskiej sceny muzycznej. Nie tylko polskiej, bo przez długi czas występowałam z Rayem Wilsonem, byłym wokalistą grupy Genesis.

Kiedy muzyka, tak na poważnie, pojawiła się w Twoim życiu?
To dość ciekawa historia… Wychowałam się w Daszewicach, małej miejscowości w gminie Mosina. W domu były tradycje muzyczne, ponieważ dziadek grał na skrzypcach i właśnie ten instrument postanowił przekazać jednemu ze swoich ośmiorga wnucząt. Zrobił szybki test i wybrał właśnie mnie. On też był moim pierwszym nauczycielem. Po jakimś czasie zaczęłam jeździć na lekcje do poznańskiego Zamku, aż w końcu trafiłam do szkoły muzycznej przy ul. Głogowskiej. Dodam tylko, że było to w czasach, kiedy dojazd z Daszewic na lekcje zajmował mi minimum półtorej godziny. A czasami, jak uciekł autobus, to znacznie dłużej. Do dzisiaj zresztą znam na pamięć rozkład jazdy linii, którą dojeżdżałam.

Nie miałaś tego dosyć?
Miałam wokół siebie życzliwych ludzi. W rodzinnej miejscowości chodziłam do małej szkoły, w której na początku były tylko cztery klasy. Nauczyciele doskonale wiedzieli co robię, więc zwalniali mnie z niektórych lekcji. Poza tym mieliśmy wszystko świetnie zorganizowane. Babcia zabierała mnie ze szkoły rowerem, a po drodze dziadek czekał już ze skrzypcami. Bardzo dużo im zawdzięczam. Dzisiaj, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że choć czasami lekko nie było, to ten okres na pewno mnie mocno ukształtował. Obecnie dzieci mają znacznie łatwiej…

A jak na Twoją muzyczną pasję zapatrywali się sąsiedzi. Uczące się dziecko gry na skrzypcach potrafi być prawdziwym koszmarem.
Na szczęście, mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym. Latem lubiłam jednak grać na podwórku i czasami dochodziło do śmiesznych sytuacji, bo sąsiedzi preferowali disco polo. Z jednej strony leciało „Jesteś szalona” a ja odpowiadałam im Vivaldim.

basia szelągiewiczfot. (9x) Ksenia Shaushyshvili

Już w szkole wiedziałaś, że chcesz pójść w stronę muzyki rozrywkowej?
Nie od razu. Przy Zespole Szkół Muzycznych w Poznaniu, gdzie się uczyłam, działa również Policealne Studium Piosenkarskie. Tam też poznałam m.in. Kasię Wilk oraz Piotra Kończala. Ta pierwsza poprosiła mnie bym zagrała na jej egzaminie. Poszłam na jedną, drugą próbę i to był chyba ten moment. Pomogło mi też to, że mam słuch absolutny i jak coś choć raz usłyszę, to jestem w stanie to powtórzyć. To, plus pewna łatwość improwizowania sprawiło, że w tej stylistyce poczułam się bardzo dobrze.

Miałaś jakieś inspiracje?
Jak byłam mała, to oczywiście zakochałam się w Vanessie Mae. Dwa lata temu spełniłam swoje wielkie marzenie i kupiłam skrzypce, na których ona wówczas grała. To tak zwane „zety”, które uważane są za Ferrari w kategorii skrzypiec elektrycznych. W tym miejscu ukłony dla Państwa Henglewskich za sprowadzenie i możliwość testowania instrumentu. Lubiłam również francuskiego muzyka, Jeana Luca Ponty. Ze współczesnych artystów świetny jest David Garrett, słucham również Lindsey Stirling. Staram się jednak czerpać ze wszystkiego, co do mnie trafi. Swego czasu miałam okazję pracować w telewizji jako asystentka producenta i reżysera, dzięki czemu zobaczyłam, jak się tworzy muzyczne show, jak to wygląda od środka. Od zawsze interesowałam się też modą. To wszystko razem wzięte pomogło mi wypracować pomysł na siebie.

W składach zespołów muzycznych, zwłaszcza tych rockowych, skrzypków nie ma zbyt wielu. Często są natomiast zapraszani do pracy w studio i na koncertach. Tak jest też w Twoim przypadku?
Taka nieoczywista była współpraca z Rayem Wilsonem, w pracy z którym używałam zarówno skrzypiec akustycznych, jak i elektrycznych. Możliwości tego drugiego instrumentu są bardzo duże, bo często podpinam je pod efekt gitarowy, co całkowicie zmienia ich brzmienie. Mam zresztą wrażenie, że skrzypce nadają muzyce rockowej, i nie tylko, pewnej szlachetności.

Z kim jeszcze grałaś?
Z Małgorzatą Ostrowską, Sylwią Grzeszczak, wspomnianą już Kasią Wilk, Maciejem Maleńczukiem, grupą Stilskin czy też Zbigniewem Wodeckim. Tego ostatniego wręcz uwielbiam. Do dzisiaj nie ma koncertu bym nie zagrała jego utworu. Ostatnio współpracuję natomiast z Felicjanem Andrzejczakiem.  

Który z tych projektów był najciekawszy?
Każda współpraca coś wnosi, każda ma też swoje plusy i minusy. Z Rayem Wilsonem spędziłam w trasie wiele lat. Zdarzało nam się grać dla wielotysięcznej publiczności. Z drugiej strony od dłuższego już czasu występuję razem ze śpiewającym harfistą Michałem Zatorem. Od każdego artysty można się zatem czegoś nauczyć.

Oprócz tego prowadzisz jeszcze GLAM quartet i masz inne projekty muzyczne. Który traktujesz priorytetowo?
Najbliższy mojej wrażliwości jest wspomniany duet z harfistą – Michałem Zatorem. Na tych koncertach pojawia się element muzyki klasycznej, jest muzyka autorska, filmowa, są też covery. Czyli wszystko to, co jest bliskie mojemu sercu. Lubię również występować solo. Mam wówczas możliwość kreowania odpowiedniego show, a to zawsze jest dużym wyzwaniem. Ciekawa jest też współpraca z DJ-ami, dająca nowe możliwości produkcyjne i brzmieniowe. Dla mnie najważniejszy w muzyce jest przekaz emocji. I skoro mogę się z nimi dzielić w różnych projektach i w różnych stylach muzycznych, to chętnie z tego korzystam.

Jesteś zapracowaną osobą? Ile koncertów rocznie grasz?
Będąc w wiecznej trasie zdarzało się, że tych występów było i 130. Teraz gram około 8 razy w miesiącu. Występuję także w różnego rodzaju programach telewizyjnych. Obecnie można mnie regularnie oglądać, wraz z kwartetem GLAM quartet, w programie „Gwiazdy kabaretu”.

Masz jakieś plany muzyczne?
Chciałabym zagrać ze Stingiem (śmiech). A tak poważnie, to powoli dojrzewam do projektu, do którego mogłabym zaprosić wybranych gości. Skrzypce są wspaniałym instrumentem, ale to jednak cały czas muzyka instrumentalna. Dziadek wprawdzie zawsze powtarzał, że można na nich wszystko wyśpiewać, ale „utrzymać” godzinny koncert, grając tego typu muzykę nie jest łatwo. Marzy mi się więc coś takiego, co robi trębacz Chris Botti, zapraszający do swoich projektów innych artystów. Do tego chciałabym stworzyć odpowiednią oprawę multimedialną.

A masz w planach solową płytę?
Ona w większości jest już nagrana i tak prawdę mówiąc nawet nie wiem, na co czekam z jej wydaniem. Brakuje jeszcze dwóch, może trzech utworów i chciałabym żeby one były autorskie. Co to za muzyka? Utrzymana w rockowo-popowym stylu. Cała instrumentalna, ale można nie niej usłyszeć nie tylko skrzypce. 

Zajmujesz się czymś poza koncertowaniem?
Trzy dni w tygodniu uczę muzyki w Szkole Podstawowej w Kamionkach. Mimo artystycznej duszy jestem racjonalna i po powrocie z trasy z Rayem Wilsonem uznałam, że warto mieć coś w miarę stałego, dającego pewne poczucie bezpieczeństwa. Poza tym bardzo lubię dzieci. Czym się jeszcze zajmuję? Muzyka i koncerty pochłaniają tyle czasu, że trudno znaleźć jeszcze wolną chwilę. Jeśli ją mam, to staram się podróżować.

Dzieci garną do muzyki?
Zacznę od tego, że podręczniki do jej nauki nie są przystosowane do obecnych czasów. Trudno przecież zachęcić ucznia siódmej klasy do śpiewania piosenki o słoneczku. Próbuję więc ich zainteresować tematem w nieco inny sposób. By pokochali muzykę, niezależnie od jej stylu i rodzaju, no i też by potrafili zachować się na koncertach.

A czego słuchasz prywatnie?
Prawie wszystkiego. Uwielbiam Queen, to zdecydowanie moja ulubiona grupa. Lubię również Phila Collinsa, Michaela Jacksona, Stevie Wondera czy wspomnianego Stinga. No i kocham Bacha. To moje klimaty.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

 

Zdjęcia: Ksenia Shaushyshvili

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 14 września 2023