MenuMenu główne
Powiat Poznański
Czujka tlenku węglaLogo opłat urzędowych onlineLogo opłaty urzędowe online



Relacje

Opowiadanie przez detal

Maria Halber

– Opowiadanie przez detal, szczegół, przez taką soczewkę skupioną właśnie w maleńkich fragmentach rzeczywistości jest mi bardzo bliskie. To widać zarówno w mojej poezji jak i prozie – mówi Maria Halber, pisarka, autorka bardzo dobrze przyjętej przez krytykę i czytelników debiutanckiej powieści „Strużki”.

Twoja mama na co dzień pracuje w bibliotece, więc zakładam, że trudno Ci było uciec przed książkami…
– Coś w tym jest. W moim domu, od kiedy tylko pamiętam, zawsze dużo się czytało. Wszędzie były też książki. Naturalnym więc było, że pisanie stało się moim domyślnym sposobem ekspresji twórczej. Nigdy zresztą nie rozważałam innych środków. Literatura była zawsze na pierwszym miejscu.

Co czytałaś w młodości?
– To były różne pozycje i różni autorzy. Zawsze pilnie czytałam lektury szkolne. Kiedy byłam młodsza trafiały do mnie książki z kategorii „young adult”. Teraz czytam głównie klasykę, także tę współczesną. Bardzo lubię Virginię Woolf, Williama Faulknera, Thomasa Bernharda, Hertę Müller czy niedawnych noblistów Annie Ernaux oraz Jona Fosse. Jest tego sporo. Lubię również współczesnej polską poezję.

Za Tobą debiut literacki – „Strużki”, który odbił się szerokim echem wśród czytelników. I nie tylko…
– Książka została zauważona. Otrzymałam za nią nominację do nagrody odkryć Empiku, co na pewno wpłynęło na jej widoczność w księgarniach i w pewnym sensie także na jej popularność. Pamiętajmy jednak, że to cały czas dość świeża pozycja, wydana zaledwie kilka miesięcy temu.  

O czym ona jest?
– W największym skrócie mogłabym powiedzieć, że to książka o przyjaźni dwóch nastolatek. O czasie bardzo formatywnym, inicjującym… To jednak tylko pierwsza warstwa fabularna. Przede wszystkim to książka o stawaniu się, szukaniu siebie, szukaniu odpowiedzi na to, kim się jest. To także opowieść o rewidowaniu ścieżek na skróty, które okazują się rozczarowujące w drodze, która zazwyczaj jest dość kręta i samotna. Z myślą o jakim czytelniku ją pisałam? Nie miałam takich założeń, choć mam wrażenie, że bardziej trafia ona do kobiet. Choćby przez wzgląd na tematykę i przez to, że bohaterkami są przede wszystkim właśnie kobiety. Mam jednak nadzieję, że każdy może tam odnaleźć coś dla siebie.

Za sprawą „Strużek” zostałaś też laureatką X edycji Nagrody im. Adama Włodka.
– W pewnym sensie, ponieważ do tej nagrody zgłosiłam się z projektem mojej drugiej książki „Źródła są niecierpliwe”, która jeszcze nie miała swojej premiery. Warunkiem uczestnictwa w tym konkursie było posiadanie na koncie debiutu literackiego. Można zatem powiedzieć, że to wyróżnienie trafiło do mnie poniekąd dzięki „Strużkom”.

Do tej pory rozmawiamy o Twojej twórczości prozatorskiej, a przecież zaczynałaś od poezji. Czy w obecnych czasach jest zapotrzebowanie na tego typu literaturę?
– Nie da się ukryć, że jest to w pewien sposób niszowy gatunek literatury. Ale z drugiej strony jest sporo młodych osób, które chcą czytać poezję i ją pisać. Widzę to choćby współprowadząc inicjatywę Girls and Queers to The Front. W jej ramach wydajemy ziny, organizujemy koncerty, warsztaty i inne wydarzenia. W naszej społeczności widzę, że wśród młodych ludzi istnieje potrzeba wyrażania siebie w poezji. W pewnym sensie poezja ma też charakter wspólnototwórczy. Piszącym osobom daje to poczucie sprawczości, że tworzą coś co jest czytane, i co cieszy się zainteresowaniem innych. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że grono tych osób jest raczej kameralne.

maria halberfot. Patryk Wiśniewski

A Tobie do czego bliżej, poezji czy prozy?
– Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo w moim przypadku oba te gatunki się przeplatają. Pisanie prozy jest niewątpliwie bardziej satysfakcjonujące, bo spotyka się z większym zainteresowaniem. I na tym się na razie skupiam, choć to nie jest tak, że nie wrócę do poezji. Po prostu miałam swój czas pisania wierszy, a potem, jakoś tak naturalnie, przyszła potrzeba napisania powieści „Strużki”. W tej książce bardzo dużo jednak korzystam z mojego poetyckiego warsztatu.

W swojej poezji skupiasz się na małych rzeczach. Tak postrzegasz otaczający nas świat?
– Opowiadanie przez detal, szczegół, przez taką soczewkę skupioną właśnie w maleńkich fragmentach rzeczywistości jest mi bardzo bliskie. To widać zarówno w mojej poezji jak i prozie. Taki sposób opowiadania, taka fragmentaryczność wydaje mi się ciekawa. Tak się też wyraża mój sposób odczuwania świata. Mam zresztą wrażenie, że nie tylko ja tak przetwarzam rzeczywistość.

Literatura obyczajowa ma się w Polsce dobrze? Czasami bowiem odnoszę wrażenie, że jeśli Polacy już coś czytają, to tylko kryminały?
– Moim zdaniem ma się całkiem nieźle. Na naszym rynku ukazuje się dużo ciekawej literatury pięknej. Nie zapominajmy też, że mamy noblistkę, Olgę Tokarczuk. W Polsce jest całkiem sporo małych wydawnictw, które promują świetną literaturę. Poza tym statystyki pokazują, że Polacy zaczynają czytać więcej. To zainteresowanie książkami widać choćby podczas targów książki czy różnego rodzaju festiwali, gdzie frekwencja jest naprawdę zaskakująco wysoka.

To prawda, że z wykształcenia jesteś programistką?
– Tak, zajmuję się data scientist. Studiowałam matematykę, a później informatykę i ekonometrię na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Mając takie wykształcenie moja praca zawodowa naturalnie podąża tą właśnie ścieżką.

Poetka i komputerowiec. Trochę to nietypowe połączenie…
– Być może, ale życie czasami tak się układa. Z drugiej strony, programowanie w jakimś stopniu korzysta z języka. Ma swoją strukturę, którą trzeba zrozumieć, ma też swoją składnię. Na upartego można więc znaleźć jakiś wspólny mianownik.  

A piszesz ręcznie czy na komputerze?
– Korzystam z komputera. Bardzo rzadko zdarza się, że coś zapisuję na kartce. Chyba, że jest to… lista zakupów. Czasami, kiedy nie ma w pobliżu klawiatury, zapiszę również jakąś myśl. To jednak sporadyczne sytuacje.

Nawet wiersze trafiają do komputera?
– Nawet.

Pochodzisz z Pobiedzisk, ale mieszkasz w Warszawie. Czy często wracasz do domu?
– Raz na jakiś czas. Mam duży sentyment do Pobiedzisk. To miejsce bardzo wpłynęło na moją wyobraźnię. I ma ono swoje odbicie choćby w „Strużkach”. Jest tam na przykład wątek katolickiego liceum, do którego uczęszczałam, choć w moim przypadku było to jeszcze gimnazjum.

A miałaś już spotkanie autorskie w pobiedziskiej Bibliostacji?
– Nie! Nie możemy i nie chcemy z mamą uprawiać aż takiego nepotyzmu (śmiech).

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 22 sierpnia 2024