MenuMenu główne
Powiat Poznański
Czujka tlenku węglaLogo opłat urzędowych onlineLogo opłaty urzędowe online



Zapowiedzi Wydarzenia Relacje

Rozmowa z M. Piekarczykiem

Rozmowa z Markiem Piekarczykiem, wokalistą legendarnego zespołu hard rockowego TSA i jurorem programu telewizyjnego „Voice of Poland”, który był gościem specjalnym Powiatowego Kolędowania, które odbyło się w kościele p.w. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Buku.

Długo trzeba było Pana namawiać na występ w Buku?

Nie, ale zanim się zgodziłem, to zadałem sobie kilka pytań. Czy jestem odpowiednią osobą, by śpiewać kolędy? Czy kościół, to odpowiednie miejsce dla mnie? I czy będę tam pasował? Gram wprawdzie Jezusa w rock operze „Jesus Chris Superstar”, ale zawsze byłem i nadal jestem kojarzony z rock’n’rollem. Poza tym dziwnie się czuję śpiewając w kościele, gdzie mój mocny głos brzmi jeszcze mocniej. Uznałem jednak, że warto spróbować. Tym bardziej, że uwielbiam wykonywać kolędy, choć to wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe.

Dlaczego?

Bo wszyscy kolędy znają, choć większość tylko pierwszą zwrotkę. W kościele jest jednak wiele osób, zwłaszcza starszych pań, których to nie dotyczy. Ta publiczność potrafi onieśmielać. Przed taką publicznością nie ma też mowy o pomyłce. Jako zawodowy artysta muszę zaśpiewać kolędę najpiękniej jak tylko potrafię, by nikogo nie rozczarować i by takie święto jakim jest Powiatowe Kolędowanie było jeszcze radośniejsze i podniosłe.

powiatowe-22

Trema przed takim występem jest więc większa niż przed zwykłym koncertem?

Czasami tak. Tutaj dochodzi jeszcze kwestia repertuaru. Śpiewając swoje piosenki przekazuję słuchaczom swoje myśli i swoje uczucia. Przy śpiewaniu kolęd jest zupełnie inaczej. W tym przypadku nie można się zatracić i tak jak wspomniałem pomylić.

W ostatnim czasie dość często można Pana zobaczyć w Poznaniu i w powiecie poznańskim. Ostatnio pojawił się Pan m.in. na Festiwalu Polskiej Piosenki w Luboniu.

Rzeczywiście tych koncertów było tutaj ostatnio sporo. Do Poznania zawsze chętnie wracam, bo tutaj się urodziłem. Potem przez dłuższy okres czasu mieszkałem w Gnieźnie, skąd później wraz z rodziną przenieśliśmy się do Bochni. Mogę więc powiedzieć, że czuję się tutaj jak u siebie. Cieszę się też, że jestem tutaj często zapraszany, czy to sam czy z zespołem TSA.

A propos TSA. Jest szansa na nowy materiał i nową płytę. Ostatni Wasz album „Proceder” ukazał się przecież ponad dziesięć lat temu.

Z tym jest ciężka sprawa. W zespole jest pięć osobowości i czasami ciężko jest nam się dogadać. Każdy ma też swoje życie. Może jednak coś uda się wspólnie zrobić. Może nawet jeszcze w tym roku.

Od solowej Pana płyty „Źródło” też minęło sporo czasu…

W tym przypadku sytuacja wygląda nieco inaczej. Mam już nagrane dwie płyty, ale nie mam ich gdzie i kiedy wydać. Dużo gram koncertów i brakuje mi czasu. Za dużo ostatnio w moim życiu się dzieje. Przez długi czas byłem związany z telewizją, teraz współpracuję z radiem. Ciągle więc dzieje się coś, co mnie rozprasza. A ja jestem typem człowieka, który żeby coś stworzyć musi się skupić. Usiąść w ogrodzie, popielić kwiatki i odpowiednio się wyciszyć. Tylko wtedy może coś powstać.

DSC_5635

Sporą popularność przyniósł Panu program „Voice of Poland”. W poprzedniej edycji zabrakło już jednak Pana wśród jurorów.

Rozstaliśmy się rok temu. Zrobiłem w tym programie to, co miałem zrobić i uznałem, że to wystarczy. W pewnym momencie czułem się tak, jakbym miał doczekać w telewizji do emerytury. A przecież ja jestem muzykiem, wokalistą…

A warto było tam wystąpić?

Jasne. Telewizja jest okropnym narzędziem propagandy, ale nie ma co się na nią obrażać, tylko trzeba ją wykorzystać. I ja ją wykorzystałem. Idąc do tego programu wiedziałem co mam zrobić. Chciałem mówić o polskiej piosence, chciałem pokazać, że ktoś może być inny i że nawet w telewizji można być sobą. Bo ja byłem sobą. A w telewizji to nie takie proste. Tam wszyscy chcą ciebie urobić. Odpowiednio uczesać, ubrać i przerobić na innego człowieka. Co by też nie mówić, przy okazji tego programu zdobyłem popularność. Gdyby nie „Voice of Poland”, to pewnie do Buku by mnie nie zaproszono.

Skoro wspomniał Pan o polskiej piosence, to na koniec zapytam o jej aktualną kondycję?

Jest beznadziejna, ale nie ma w tym żadnej winy artystów. Odpowiadają za to ci, którzy mają pieniądze. Ta wszędzie widoczna w dzisiejszych czasach magia i żądza pieniądza mnie zresztą przeraża. Bo to nie są pieniądze, by się najeść, tylko po to by je mieć, by mieć władzę… Przez cały ten czas jak byłem w programie „Voice of Poland” apelowałem, by kochać polskie piosenki, polskich artystów i polską kulturę, bo tylko dzięki niej jesteśmy. To ogromnie ważne, bo bez kultury człowiek jest nikim.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

 

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 16 stycznia 2017