Relacje
Siatkówka i bieganie
– Trudno rzucić siatkówkę. To moja wielka miłość i pasja. Tą drugą jest bieganie po górach – mówi Małgorzata Stępień, była zawodniczka klubów z Murowanej Gośliny oraz Poznania.
Obecnie reprezentujesz zespół TEJ POZnań, który nie tak dawno wywalczył złoty medal Mistrzostw Polski Masters Kobiet w siatkówce. Medal historyczny, ponieważ po raz pierwszy panie rywalizowały o tytuł.
– Sam turniej ma już jednak swoją historię i tradycję, ponieważ to była jego 28. edycja. I rzeczywiście, w tych dotychczasowych grali tylko panowie. Teraz to się zmieniło i wszystko wskazuje na to, że tak już pozostanie. W tych pierwszych mistrzostwach kobiet rywalizowano tylko w jednej kategorii wiekowej, powyżej 35 lat. Dodam, że w zawodach nie mogły występować aktywne zawodniczki z pierwszej oraz drugiej ligi. Ten sam regulamin obowiązywał wśród mężczyzn, tyle tylko, że tam drużyn i kategorii wiekowych było zdecydowanie więcej. Najmłodszą była 35+, a najstarszą 65+. Wśród grających, zarówno wśród pań jak i panów, nie brakowało graczy, którzy w przeszłości występowali na ligowych parkietach. Niektórych z nich kibice siatkówki, zwłaszcza ci starsi, mogą jeszcze pamiętać.
Gdzie odbyły się zawody?
– W Drzonkowie, a więc w miejscu, które od razu kojarzy się ze sportem. Impreza była zresztą doskonale przygotowana. Grałyśmy w pięknej hali, sędziowie byli z najwyższej półki, na co dzień prowadzący najważniejsze mecze nie tylko w kraju, ale także na arenie międzynarodowej. Do tego z meczu finałowego przeprowadzono transmisję internetową. Naprawdę do niczego nie można się było przyczepić… Wszystko było świetnie przygotowane.
Kto grał w Waszej mistrzowskiej drużynie?
– To była taka mieszanka trzech zespołów, które regularnie występują w Lubońskiej Amatorskiej Lidze Siatkówki. W zdecydowanej większości to zawodniczki, które kiedyś grały i często spotykałyśmy się po jednej lub po drugiej stronie siatki. Teraz to dla nas raczej forma świetnej zabawy, choć traktujemy ją poważnie. Przy okazji turniejów, także tych międzynarodowych, łączymy siły i w różnych konfiguracjach, już jako TEJ POZnań reprezentujemy stolicę Wielkopolski. Trenujemy raczej w swoim gronie i ze swoimi zespołami, ale niektóre zawodniczki ćwiczą pod okiem trenera. Wszystkim trudno nam jednak zebrać się w jednym miejscu i w jednym czasie. Wynika to oczywiście z naszych obowiązków pozasportowych.
Wszystkie dziewczyny są z Poznania?
– Nie, ja pochodzę przecież z Murowanej Gośliny, a obecnie mieszkam w Miękowie.
W Murowanej Goślinie zaczynałaś też swoją przygodę z siatkówką…
– Jestem wychowanką tamtejszego Uczniowskiego Klubu Sportowego. Kiedy tam trenowałam doszło do połączenia z AZS AWF Poznań i jako jedna ze starszych zawodniczek trafiłam do ligowego zespołu. Potem miałam dłuższą przerwę w graniu, ale w momencie gdy doszło do reaktywacji, a w zasadzie przeniesienia poznańskiego klubu do Murowanej Goślinie, to wróciłam i razem z dziewczynami awansowałyśmy do I ligi.
Nie żal Ci, że klub z Twojego miasta zniknął z siatkarskiej mapy Polski?
– Żal, ponieważ to właśnie tam ja oraz wiele moich koleżanek z Poznania i okolic dostało szansę na start w profesjonalnej siatkówce. Z tego co jednak wiem, jest szansa na odrodzenie tej dyscypliny sportu w Murowanej Goślinie. I oby tak się stało. Ten przykład, jak i trochę Energetyka Poznań czy wcześniej AZS AWF Poznań pokazuje, że w naszym regionie trudno konkurować z piłką nożną czy koszykówką.
To prawda. Nie ma u nas też wielkich imprez, dlatego trzeba jeździć po Polsce, by obejrzeć reprezentację. Ty chyba jesteś częstym gościem na meczach biało-czerwonych?
– Staram się choć raz w roku obejrzeć na żywo jakiś mecz. Właśnie wróciłam z turnieju finałowego Ligi Narodów w Łodzi. Przyznam się, że chętniej jeżdżę na mecze reprezentacji męskiej. Dziewczyny natomiast regularnie oglądam w telewizji.
Rozmawiamy podczas jednego z turniejów siatkówki plażowej. Na piasku też chętnie grasz?
– Jestem zawodniczką typowo halową, która próbuje bawić się na plaży. Ta odmiana siatkówki daje nieco więcej możliwości, można się lepiej sprawdzić. Na boisku jesteśmy przecież tylko we dwie i nie ma takiej możliwości, że ktoś inny przejmie na siebie ciężar gry. Co nie zmienia faktu, że gra w hali jest dla mnie numerem jeden. Plaża jest tylko jej uzupełnieniem.
Twoja aktywność siatkarska jest chyba dowodem na to, że trudno Ci rozstać się z tym sportem na dobre?
– Oj, trudno. Kiedyś nawet próbowałam i w pewnym momencie, z uwagi na kontuzję barku, przerzuciłam się na bieganie. Niczego to jednak nie zmieniało, ponieważ cały czas do tej siatkówki wracam. Biegów jednak całkowicie nie odstawiłam. To moja druga miłość.
Jak długie dystanse biegasz?
– Mój rekord to 48 kilometrów w górach. Nigdy nie pokonałam maratonu na płaskim terenie i nie mam nawet tego w planach. Dla mnie to zupełnie inne bieganie, które nie do końca mi odpowiada. Co innego góry, które uwielbiam. Dzięki bieganiu mogę więc łączyć dwie pasje. To dla mnie idealne rozwiązanie.
Wracając do siatkówki, nigdy nie ciągnęło Cię do trenowania młodzieży?
– Nie mam do tego smykałki i jestem przekonana, że nie sprawdziłabym się w tej roli. Jako kapitan tak, ale jako trener już nie. Poza tym skończyłam informatykę…
No właśnie, czym się zajmujesz na co dzień?
– Pracuję jako menedżer w jednej ze znanych sieci handlowych w naszym kraju. Do tego, w wolnych chwilach próbuje się szkolić jako przyszły trener psów, behawiorysta. Jak już w końcu przestanę grać w siatkówkę, to będę biegać za psami…
Rozmawiał Tomasz Sikorski
fot. (3x) archiwum Małgorzata Stępień