MenuMenu główne
Powiat Poznański
Czujka tlenku węglaLogo opłat urzędowych onlineLogo opłaty urzędowe online



Relacje

To praca, ale też hobby

bartnik na drzewie

– W Polsce bartnictwem zajmuje się zaledwie kilka osób. Mnie tego fachu nauczył tata – mówi Szczepan Socha z Czmonia w gminie Kórnik, w powiecie poznańskim.

Może to banalne, ale naszą rozmowę trudno rozpocząć inaczej, niż od pytania „gdzie i kiedy zainteresował się Pan bartnictwem?”. Nie jest to przecież profesja zbyt popularna w obecnych czasach?
Zaczęło się od tego, że w 1988 roku mój tata założył pierwszą pasiekę. Zaraz potem otworzył też szkołę pszczelarską. Wszystko to działo się w… Pszczelej Woli pod Lublinem. Tam też ojciec poznał osoby, które pokierowały go stronę bartnictwa. Można powiedzieć, że od tamtego czasu cała nasza rodzina związała się z szeroko rozumianym pszczelarstwem. Rodzice i siostra mają pasieki, szwagier produkuje ule, a ja prowadzę sklep pszczelarski w Czmoniu. Co w nim można kupić? Choćby odpowiedni w tym fachu sprzęt i odzież, miody, miody pitne, świece czy też kosmetyki. Krótko mówiąc wszystko to, co związane z pszczelarstwem.

Poza tym jest Pan również bartnikiem…
Można powiedzieć, że to już także tradycja rodzinna. Tata nauczył się tego zawodu od pewnego Litwina, a ja od niego. I teraz pokazuję, na czym ta praca polega podczas różnego rodzaju imprez, takich jak choćby „Miodowe Lato” w Skansenie i Muzeum Pszczelarstwa im. prof. Ryszarda Kosteckiego w Swarzędzu. Tych pokazów nie ma jednak zbyt wiele. Trzy, może cztery w roku.

Dużo jest bartników w naszym kraju?
Niewielu. Trudni się tym zaledwie kilka osób. Ale też w Wielkopolsce praktycznie nie ma możliwości założenia barci w drzewach. Po pierwsze, trudno byłoby znaleźć drzewo w odpowiednim wieku i o odpowiedniej średnicy. A jakby już się je znalazło, to jestem przekonany, że Lasy Państwowe nie wyraziłyby zgody na tego typu działalność. Być może w puszczach są jeszcze barcie, ale jeśli tam pozyskuje się z nich miód to raczej nie za pomocą leziwa, czyli sprzętu używanego w przeszłości przez bartników, składającego się z sznura i ławeczki. Teraz są one zastępowane wózkami i drabinami. No, ale też komu w obecnych czasach chciałoby się tak wspinać i do tego walczyć jeszcze z pszczołami…

bartnik na drzewieBartnictwo – dawna forma pszczelarstwa leśnego, polegająca na chowie pszczół w specjalnie w tym celu wydrążonych dziuplach drzew, czyli barciach. Szczytowy rozwój tej profesji przypadł w Polsce na wiek XVI i XVII, zanikł w wieku XIX. Zbieraniem miodu zajmowali się bartnicy, zwani również bartodziejami. Był to zawód dziedziczny. W Polsce piastowskiej jedynie bartodzieje mieli przywilej dostarczania miodu na dwór książęcy. Zrzeszeni byli we własnych cechach. Barcie lokowano przeważnie na dębach i sosnach, rzadziej grabach, bukach czy lipach.

Pan na pokazach prezentuje jednak tę dawną sztukę pozyskiwania miodu z barci. To chyba dość trudne i niebezpieczne zajęcie?
Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że swego czasu chcieliśmy ubezpieczyć te pokazy, ale żadna firma ubezpieczeniowa nie chciała tego zrobić. Głównie ze względu na to, że nie mamy dodatkowych zabezpieczeń, na przykład dźwigu. Robimy to więc na własną odpowiedzialność. Jak wysoko wchodzę? Czasami zdarza się, że na 5, a nawet 6 metrów.

W pana oczach strachu jednak nie widać?
Pewnie dlatego, że dla mnie to nie tylko praca, ale także hobby. Zwyczajnie lubię to co robię.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Redaktor: Tomasz Sikorski
Opublikowano: 10 sierpnia 2022