Relacje
Maluję rzeczy takie, jakie są
– Interesuje mnie człowiek, najlepiej czuję się malując portrety. Nie uciekam także od pejzaży, ale jest ich zdecydowanie mniej. Odnajduję siebie w dawniejszych stylach – mówi Zofia Słupczyńska, młoda artystka z powiatu poznańskiego, która przez rok pracowała przy filmie „Chłopi”.
Przypuszczam, że Twoje życie po „Chłopach” nieco się zmieniło…
– Rzeczywiście, trochę zmian zaszło. Po pierwsze, praca nad tym filmem wiele mi dała pod względem rozwoju artystycznego. Poszerzyłam zarówno swoją wiedzę, jak i umiejętności. A to przekłada się na codzienną pracę. Po drugie, jestem teraz dość często zapraszana na różnego rodzaju spotkania, i one w zdecydowanej większości dotyczą właśnie „Chłopów”. Łatwiej mi też obecnie zorganizować wystawę swoich prac. Mam także więcej zamówień na obrazy. Pod tym względem na pewno jest inaczej niż wcześniej.
Zacznijmy zatem od początku, jak trafiłaś do ekipy realizującej „Chłopów”?
– To wszystko potoczyło się bardzo spontanicznie. Zaczęło się od maila, którego otrzymałam od dziekana swojego wydziału z informacją, że producenci filmu szukają malarzy do pracy nad tym projektem. Stwierdziłam wówczas, że warto spróbować… Wysłałam więc swoje CV oraz portfolio. Taki był początek. Z czasem musiałam przejść kolejne etapy rekrutacji. Pierwszym było zrobienie kopii obrazu do filmu. Na dalsze próby pojechałam już do studia w Sopocie. Tam między innymi musiałam namalować wybrany fragment filmu, który należało wprowadzić w ruch. Z tym był już pewien kłopot, ponieważ nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z animacją, ani programami do niej przeznaczonymi. Dla mnie to było kompletnie coś nowego. Na szczęście, poradziłam sobie również z tym zadaniem. Całość kończyło trzytygodniowe szkolenie.
Dużo było chętnych do pracy przy filmie
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Była to jednak bardzo duża produkcja. Podobne studia jak to w Sopocie funkcjonowało także na Ukrainie, w Serbii i na Litwie. W sumie pracowało nas ponad stu malarzy.
Od początku wiedziałaś, że bierzesz udział w tak ogromnym przedsięwzięciu?
– Tak, choć pewnie nikt nie zakładał, że w kontekście tego filmu będzie się mówiło o nominacji do Oscarów. Miałam jednak poczucie, że uczestniczę w czymś, co przykuje uwagę większej grupy odbiorców i odbije się szerszym echem. Czułam, że robię to po coś.
Przed „Chłopami” podobny w formie był film „Twój Vincent”. Można już mówić o modzie na tego typu produkcje?
– Nie nazwałabym tego modą. Dodam, że oba filmy zostały zrealizowane przez to samo studio. Technika była niemal identyczna, ale styl obu filmów jest zdecydowanie inny. W przypadku „Twojego Vincenta” nawiązywał on do twórczości tytułowego bohatera, w „Chłopach” mamy do czynienia z inspiracjami zaczerpniętymi z Młodej Polski. Czy takie połączenie dwóch muz, malarstwa i filmu będzie częściej stosowane? Być może. Animacje na pewno będą powstawać, ale czy malowane… To jednak wymaga ogromu pracy i czasu. Przypuszczam więc, że bardziej popularne będą projekty cyfrowe. „Chłopi” pod wieloma względami są wyjątkowi i zdecydowanie wyróżniają się na tle innych produkcji. Za tym fenomenem stoi człowiek, a nie żadna sztuczna inteligencja. Dzięki nowej odsłonie „Chłopów” mamy obecnie do czynienia z ponownym zainteresowaniem książką Władysława Reymonta, a także zwróceniem uwagi na malarstwo z tamtego okresu
Powiedziałaś, że praca nad filmem wymagała dużo pracy i czasu. Ile Ty jej poświęciłaś?
– To jak długo malowałam konkretną scenę zależało od ujęcia. Niektóre powstały szybko, na inne trzeba było poświęcić więcej czasu. Pracochłonne były na przykład sceny zbiorowe. Spędziłam rok w Sopocie i przez ten czas zanimowałam grubo ponad sto klatek.
Przez film straciłaś rok studiów na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu…
– Coś za coś. Musiałam wziąć urlop dziekański, ponieważ tej pracy nie mogłam wykonywać w domu, na odległość. Niczego jednak nie żałuję i cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tak dużym przedsięwzięciu. Obecnie kończę studia, wkrótce czeka mnie obrona pracy dyplomowej. A ten rok, jak wcześniej wspomniałam, wiele mi dał.
Zofia Słupczyńska (fot. Agata Jesse Obiektywnie)
Z tego co wiem najbliższe jest Ci malarstwo realistyczne, takie trochę w dawnym stylu…
– To prawda. Interesuje mnie człowiek, najlepiej czuję się malując portrety. Nie uciekam także od pejzaży, ale jest ich zdecydowanie mniej. Lubię malować rzeczy takie, jakie są. Odnajduję siebie w dawniejszych stylach. Sztuka współczesna, choć czasami także bardzo interesująca, nie do końca mnie pociąga. I to właśnie malarstwo realistyczne jest tym kierunkiem, w którym chciałabym dalej iść i się rozwijać.
Malowałaś od dziecka?
– Tak, od zawsze to lubiłam. Na początku bardziej rysowałam niż malowałam. Zawsze też miałam szóstkę z plastyki w szkole. Moje zainteresowania wynikają pewnie z tego, że pochodzę z artystycznej rodziny. Mama i tata są architektami, ale również bardzo chętnie malują. Malarką i graficzką była także moja ciocia od strony taty.
Oprócz rysunku i malarstwa zajmujesz się też haftem. To dość oryginalne zajęcie jak dla tak młodej osoby…
– To forma, która pozwala mi wyrazić się artystycznie. Mogę na nią przenieść swoje doświadczenia malarskie. Haft traktuję jednak jako dodatek do tego co robię na co dzień, choć jest on bardzo interesujący i również otwiera wiele możliwości.
Jakie masz zatem najbliższe plany?
– Jest ich bardzo dużo. Nie ukrywam, że malarstwo jest czymś co mnie pociąga i chciałabym się na nim skupić. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mogła wystawiać swoją sztukę w galeriach. Moje plany dotyczą również dalszej nauki, na przykład programów, które na pewno przydadzą mi się w przyszłości.
Na koniec zapytam o ulubiony obraz. Gdybyś miała nieograniczone środki finansowe, to jakie dzieło byś powiesiła na głównej ścianie w swoim domu?
– Z artystów współczesnych postawiłabym na Roberto Ferriego, którego twórczość bacznie śledzę i podziwiam. To włoski artysta, który jest zainspirowany malarzami barokowymi i innymi dawnymi mistrzami romantyzmu. Jego obrazy są bardzo anatomiczne i przedstawiają przede wszystkim ludzi, co bardzo cenię w jego sztuce. Mnie z kolei fascynują dawni mistrzowie tacy jak: Leonardo da Vinci, czy też malarze holenderscy Rembrandt oraz Johannes Vermeer. Przy pracy do filmu „Chłopi” sporo miałam do czynienia z malarstwem okresu Młodej Polski i nie ukrywam, że ten styl także stał mi się bliski. Miałabym zatem w czym wybierać zanim zdecydowałabym się na ten jeden jedyny obraz.
Rozmawiał Tomasz Sikorski