Relacje
Na granie brakuje już czasu
– Zaczęło się tradycyjnie, od samolotów. Teraz tworzę i maluję figurki do gier. Ile ich mam? Nie potrafię tego zliczyć. Wszystko jednak mieści się w moim pokoju, choć jest mocno poupychane – mówi Jeremi Murek z Zalasewa.
Gdyby ktoś Cię zapytał czym się zajmujesz, to jak brzmiałaby odpowiedź?
– …że to szeroko rozumiane modelarstwo. W moim przypadku polega ono na tworzeniu i malowaniu figurek do gier bitewnych, a także do gier RPG. Tworzę też plansze i budynki. Figurki zazwyczaj kupuję już przygotowane do klejenia. Od jakiegoś czasu coraz częściej korzystam też z drukarki 3D. Łazienka w moim domu coraz bardziej przypomina drukarnię.
Sam później grasz w te gry?
– Na to coraz brakuje mi czasu, choć mam kilku kolegów, z którymi chętnie spędzam czas na graniu. Tworzenie jest jednak tak absorbującą pracą, że zabiera mi niemal każdą wolną chwilę.
Co to za gry, które tak pochłaniają Cie bez reszty?
– Najczęściej to Kill Team będący skromniejszą wersją Warhammera 40.000. Jego akcja toczy w bardzo dalekiej przyszłości, kiedy to Imperium Człowieka walczy z obcymi i siłami chaosu. Całe to uniwersum jest bardzo ponure i nie polecam go młodym graczom. W wersji, w którą gram, i do której tworzę nie ma dużych oddziałów i armii, porusza się pojedynczymi figurkami. Gram też w Bolt Action. To większy „bitewniak”, osadzony w czasach II wojny światowej. Ja stworzyłem do tego specjalną planszę, w której punktem centralnym jest stacja kolejowa na Kobylimpolu w Poznaniu. Budynek dworca jest gotowy i zbudowałem go głownie z … podkładów pod panele podłogowe.
Kiedy to Twoje zamiłowanie do modelarstwa się zaczęło?
– To było w 2008 roku, miałem wtedy 8 lat. Zaczęło się tradycyjnie, od samolotów. A konkretnie od gry, którą kupił mi tata. Zaraz potem miałem już pierwszy model. Pamiętam, że to był mały Messerschmitt 262, ale nie pamiętam za to, czy zdołałem go skleić. W każdym razie tak to się zaczęło i trwa do dzisiaj, choć w pewnym momencie, pod koniec gimnazjum, to moje zamiłowanie do modelarstwa nieco wygasło. Było to jednak tylko chwilowe, już w szkole średniej powróciłem do sklejania. W gry bitewne gram natomiast od lat pięciu.
Jesteś w stanie policzyć wszystkie swoje figurki?
– Oj, tego chyba nie da się zrobić. Na pewno obecnie mam ich ponad czterysta. To są figurki różnych rozmiarów. Niektóre, tak jak żołnierze mają po 2-3 centymetry wysokości. Inne potrafią być znacznie większe. Taki rycerz imperialny, którego stworzyłem ma ponad 20 centymetrów. I jest w całości wypełniony magnesami, dzięki czemu można wymieniać w nim części.
To największa Twoja figurka?
– Największą tworzę teraz. To postać rycerza – krzyżaka. Będzie on prezentem dla mojego promotora na studiach.
Skoro już poruszyłeś temat szkoły… Przypuszczam, że Twoim konikiem jest historia.
– To prawda, ale wcześniej uczęszczałem do Zespołu Szkół nr 1 w Swarzędzu. W pewnym momencie pojawił się bowiem pomysł, aby zdobył zawód i trafił do pracy w fabryce Volkswagena. I tak też się stało, choć przepracowałem tam tylko pół roku. Obecnie jestem na studiach magisterskich na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Licencjat robiłem z mediewistyki. Swoją pracę pisałem o chrystianizacji Inflant. Teraz jednak chcę wybrać specjalizację dotyczącą wojskowości.
Czymś jeszcze się zajmowałeś?
– Trochę tego było. Swego czasu zostałem nawet bosmanem na przystani motorowodnej na poznańskich Garbarach. Pracowałem też w burgerowni. Regularnie dorabiam też jako elektryk. Nie tak dawno wróciłem z gór, gdzie byłem tworzyć pewną instalację. Wkrótce jadę tam zresztą ponownie.
A jak myślisz o przyszłości to…
– Chciałbym ją związać ze swoim hobby i pasją. W tym kierunku już nawet idę, bo w ubiegłym roku zacząłem malować na zlecenie. I to się cały czas rozkręca… Doszło do tego, że na ten moment mam sporo zaległych zleceń.
Jest zapotrzebowanie na to czym się zajmujesz?
– Jak widać tak. Jest też sporo osób, które tym się zajmują. Rzadko się jednak zdarza, aby ktoś sprzedawał całą pomalowaną armię. A ja tak robię.
Ile trwa malowanie takiej figurki?
– To zależy od jej wielkości oraz specyfiki gry. Są figurki, które zajmują mi cały dzień, a nawet i dwa. Do gry Bolt Action żołnierzy można pomalować szybciej, kilkunastu dziennie. Staram się to robić dokładnie, bo nie ukrywam, że przygotowanie figurki tak na „tip top” sprawia mi ogromną frajdę i satysfakcję.
Co jest potrzebne do tego czym się zajmujesz?
– Cierpliwość i zapał. A tak od strony technicznej, to puszka farby w sprayu, żeby zrobić podkład, no i kilka kolorów farb akrylowych. Do tego pędzle, woda i lakier zabezpieczający. Czyli w sumie nie ma tego zbyt wiele.
Gdzie się spotykają pasjonaci podobni do Ciebie?
– W Poznaniu jest sklep Wargamer, gdzie można nie tylko kupić planszówki, „bitewniaki” czy figurki, ale również zagrać. Ja z kolegami spotykam się jednak w domu. Przewożenie całej armii do Poznania komunikacją miejską byłoby zresztą zadaniem mocno karkołomnym. Spotykamy się również na targach hobbystycznych.
Masz jakieś marzenie związane ze swoją pasją?
– Chciałbym w całości przenieść na planszę grę RPG, którą stworzyliśmy wraz z kolegami. Łącznie z lochami, smokami i całymi drużynami bohaterów, tych pozytywnych i negatywnych. Dzięki drukarce 3D jest szansa, że to marzenie uda się w niedługim czasie zrealizować. Jak duże to będzie? Nie aż tak, jakby mogło się wydawać. Plansze już mam, i jest wielkości metr na metr.
Na koniec zapytam, jak Ty to wszystko mieścisz w domu?
– Mam już w tym niezłą wprawę. Wszystko jest upchane na styk. Gabloty są zajęte w całości, a figurki czekające na malowanie trzymam w pudłach, poustawianych jedno na drugim. Dzięki temu udaje się jakoś to wszystko pomieścić w moim pokoju. Czasami jednak, gdy maluję anektuję wtedy salon i rzeczywiście miejsca dla innych jest mało. Domownicy nie mają jednak nic przeciwko temu, choć mojej pasji nie podzielają. Raz grałem z tatą i to póki co byłoby na tyle. On jednak bardzo mnie wspiera w tym co robię.
Rozmawiał Tomasz Sikorski