Relacje
Zaczęło się w Kórniku…
– Dzięki questom dotarłam do wielu ciekawych miejsc w całej Polsce, które najczęściej są omijane przez turystów. Poznałam też wielu wspaniałych ludzi – zapewnia Anna Losiak, która przeszła już około 250 gier terenowych, w tym także te z powiatu poznańskiego.
Jak się zaczęła Pani przygoda z grami terenowymi?
Dość przypadkowo. Jednym z moich ulubionych miejsc w powiecie poznańskim jest kórnickie Arboretum i to właśnie tam, jakieś dziesięć lat temu, kupując bilet zobaczyłam ulotkę zachęcającą do przejścia gry terenowej. I to był właśnie ten pierwszy quest. Sam pomysł oraz zabawa z nim związana bardzo przypadła mi do gustu i postanowiłam pójść za ciosem. Na wspomnianej ulotce były też informacje na temat innych, podobnych gier terenowych w okolicy, które również przeszłam. No, a później natknęłam się na portal „Questy – Wyprawy odkrywców”, gdzie zbierane są informacje na temat gier terenowych z całego kraju i… wyruszałam w Polskę.
Ile ma Pani już takich questów na koncie?
Około 250 i to w różnych zakątkach kraju, od Szczecina po Podlasie. Byłam nawet pod samą granicą polsko-ukraińską. Tych questów jest zresztą coraz więcej. Praktycznie w każdym regionie kraju znajdziemy choćby jedną tego typu grę terenową.
Który quest przypadł Pani szczególnie do gustu?
Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Każdy jest bowiem inny. Inaczej rozwiązuje się zagadki spacerując po mieście, a inaczej przemierzając Jurę Krakowsko-Częstochowską, gdzie aż roi się od pięknych widoków. Ja lubię każdy rodzaj questów, zarówno te miejskie, historyczne jak i przyrodnicze, bo wychodzę z założenia, że z każdego można się dowiedzieć wielu ciekawych informacji. Dwadzieścia lat mieszkam w Poznaniu i myślałam, że wiem już o tym mieście naprawdę sporo. Byłam jednak w błędzie i dopiero podczas rozwiązywania questu „Poznań (dla) zakochanych” poznałam opowieści i miejsca nawiązujące do miłosnej historii mieszkańców tego miasta.
Co jeszcze jest atutem questów? Dlaczego warto bawić się w gry terenowe?
Bo to świetna rozrywka dla całej rodziny i to zazwyczaj na świeżym powietrzu. Dla dzieci to nie lada atrakcja, ponieważ rozwiązując zagadki mogą się poczuć prawdziwymi detektywami. Ja uwielbiam questy także dlatego, że za ich sprawą dotarłam do miejsc, które najczęściej są omijane przez turystów. Poznałam przy tym też wielu wspaniałych ludzi, którzy często zapraszali mnie do domu. Jak dzisiaj pamiętam smak szarlotki, którą zjadłam u pewnej pani we wsi pod Kluczborkiem.
W powiecie poznańskim także jest kilka questów. Mamy nawet zabawę pod nazwą „Na tropie skarbów”. Jak ją Pani ocenia?
Bardzo pozytywnie. Oczywiście wszystkie questy przeszłam. Bardzo ciekawy jest sam pomysł ze skarbem – pieczątką, który wskazuje na to, że ktoś o te questy cały czas dba. Poza tym pozwalają one lepiej poznać powiat. Jest pewnie wiele osób, których znajomość tego regionu ogranicza się do Kórnika i Rogalina. A przecież jest tutaj wiele ciekawych miejsc, które powinno się zobaczyć. Zapewniam, że warto się wybrać do Buku czy Stęszewa i dowiedzieć się na ich temat czegoś więcej.
Swoim zamiłowaniem do gier terenowych zaraża Pani też innych?
Na to wychodzi, bo w questy „wkręcona” jest cała moja rodzina i wszyscy znajomi. A mam ich naprawdę sporo. Oni często mnie zresztą pytają o to, gdzie warto pojechać? Co więcej, w gry terenowe bawi się cała drużyna harcerzy, do której należy moja córka. Można więc powiedzieć, że questy to już nasza rodzinna specjalność.
Rozmawiał Tomasz Sikorski