W mediach o nas
Zawodówka jak politechnika
www.natemat.pl, 10 kwietnia 2015
Ta zawodówka pod Poznaniem była warta dwie dyrektorskie pensje. Dziś wyposaża ją Volkswagen za miliony złotych – czytamy w tekście Daniela Kotlińskiego na stronie natemat.pl. Poniżej cały tekst.
– Współpracowałem z różnymi niemieckimi szkołami o podobnym, zawodowym profilu. Oprócz może jednej, większość z nich po wizycie u nas dawała sobie 5 lat, by dogonić nasz poziom – wyjaśnia mi dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Swarzędzu pod Poznaniem. Przemysław Jankiewicz stanowisko objął w 1986 roku, bo, jak mówił, nikt tej szkoły nie chciał. Biedna, sypiąca się buda, będąca jedynie korytarzem do zdobycia tytułu i ułatwienia funkcjonowania na trudnym, wczesnokapitalistycznym rynku pracy.
– Gdybym wtedy miał sobie wyśnić, jaka ta szkoła będzie dziś, to nie wyglądałaby w połowie tak dobrze. A zaznaczam, byłem młodym człowiekiem, dużo marzyłem – śmieje się Jankiewicz.
Zawodówka jak politechnika
– Znam jedną szkołę w Niemczech, spośród pięciu partnerskich, która jest lepiej wyposażona od naszej – zaczyna dyrektor, tłumacząc mi, czym jego miejsce pracy różni się od setek innych tego typu. Dwa lata temu słuchy o „Jedynce” dotarły na samą górę, bo aż do minister edukacji Kluzik-Rostkowskiej.
Gdy szefowa resortu zwiedzała szkołę, nie dowierzała, że zawodówka może tak wyglądać. Nowoczesny, trzypiętrowy budynek, starannie zaprojektowany z przestronnymi salami, aulą, salą gimnastyczną i bogato wyposażoną siłownią. – Przyjeżdżają do nas nauczyciele z zaprzyjaźnionych szkół zachodnich… na praktyki – opowiada dyrektor.
On sam kończył technologię drewna, a później trafił tutaj, gdy szkoła miała tylko jeden profil – meblarski. Został nauczycielem mianowanym, a po dwóch latach rada pedagogiczna „wypchnęła go”, by objął stanowisko dyrektora. – Nie protestowałem – śmieje się. I dodaje: – To była szkoła mała, mówiono o jej likwidacji. Nie był to łakomy kąsek, ale dziś…
Z tej zawodówki już nikt się nie śmieje
Cofnijmy się do przełomu lat 80. i 90. Gdy Przemysław Jankiewicz obejmował swoje stanowisko, szkoła była zaledwie kątem tutejszej podstawówki, a jej majątek wart był dwie dyrektorskie pensje. Na wyposażanie składały się meble, najczęściej zrobione przez samych uczniów. Placówka, ogólnie mówiąc, nie kojarzyła się dobrze. Pochwalenie się, że kończyło się zawodówkę w Swarzędzu mogło być tylko skwitowane lekceważącym parsknięciem śmiechu.
– Wkrótce wprowadziliśmy do oferty edukacyjnej możliwość kształcenia w technikum. Wybudowaliśmy salę gimnastyczną, a później… mieliśmy szczęście, że nie byliśmy w Poznaniu, tylko w powiecie poznańskim – uśmiecha się dyrektor.
W 1999 r. powiat przejął pieczę nad szkołą i postanowił ją rozbudować. Jankiewicz podkreśla, że wiele zawdzięcza samorządowi, który nie szczędzi na rozwijanie placówki. – Generalnie, jeśli mamy jakiś pomysł, oczywiście w ramach rozsądku, to jest on zazwyczaj finansowany. Ale nie ma nic za darmo: musimy pokazywać konkretne efekty tej współpracy – tłumaczy dyrektor.
Przez wiele lat była to szkoła rzemieślnicza, stolarska, ale w połowie lat 90. nastąpiło tąpnięcie na rynku meblarskim. – Postanowiliśmy więc poszerzyć ofertę edukacyjną i rozpoczęliśmy współpracę z najlepszymi koncernami światowymi. Z pomysłem wyszedł starosta, w 2002 r., a po dopięciu wszystkich formalności, w 2005 r. ruszyły pierwsze klasy patronackie Volkswagena – wyjaśnia Jankiewicz.
Biznes w służbie edukacji, edukacja w służbie biznesu
Na poziomie zasadniczej szkoły firma zapewnia dziś kształcenie w zawodach: monter mechatronik, elektromechanik pojazdów samochodowych, operator maszyn i urządzeń odlewniczych, a także mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych.
Choć pomysł wydawał się dobry, początkowo potrzeba było czasu, by przekonać do niego kadrę nauczycielską.
Jak dokładnie wygląda współpraca z Volkswagenem? Uczniowie działają w tak zwanym systemie zintegrowanym: od początku mają podpisane umowy z VW, ale do zakładu trafiają dopiero w 2 roku nauki. Cały czas jednak pobierają naukę teoretyczną i praktyczną w szkole, łącznie przez 3 lata.
Dyrektor podkreśla, że Volkswagen ma swoje standardy – niektóre zawody w pojęciu niemieckim są szersze niż w zawodzie polskim, dlatego program edukacyjny jest pogłębiony względem innych szkół zawodowych o profilu samochodowym. Na koniec, oprócz zdania zwyczajowego egzaminu praktycznego, uczniowie mają możliwość zdobycia dyplom przed Polsko-Niemieckią Izbą Przemysłowo-Handlową. Jest on honorowany w wielu krajach europejskich – w pełni finansowany przez firmę.
Szkoła co roku poddawana jest audytowi Akademii VW z Wolfsburga – przez cały dzień dokonywana jest analiza poziomu nauczania i rozliczanie z efektów.
By zdobyć wysoko wykwalifikowanych pracowników, w interesie koncernu jest, zadbanie o odpowiedni sprzęt do nauki – dlatego firma wyposaża szkołę w specjalistyczne urządzenia. To w większości programowalne maszyny stosowane na hali produkcyjnej, a także poszczególne stanowiska do nauki systemów elektronicznych czy oświetleniowych samochodów.
– Dodatkowo fundowane są staże, wyjazdy, wycieczki. Jak były mistrzostwa świata w piłkę nożną w Niemczech, to na imprezę zaproszono grupę uczniów – dodaje Jankiewicz.
Jankiewicz dodaje, że z jego doświadczenia skorzystać chce inna szkoła powiatowa, która rozpoczyna współpracę z Solarisem. – Na razie prowadzimy ten projekt i wszystkie przedmioty odbywają się u nas – podkreśla.
Niemieckie zawodówki marzą o tym, by być tu, gdzie ZS ze Swarzędza
Dla dyrektora „Jedynki” zmiana ustrojowa okazała się szczęśliwa także dlatego, że mógł rozpocząć swobodną współpracę zagraniczną. Obecnie szkoła ma podpisane umowy z pięcioma placówkami z Niemiec, po jednej ze Szwecji i Norwegii, nawiązuje kontakty z Czechami, regularnie współpracuje ze szkołą w Austrii, a przed wybuchem konfliktu na wschodzie Europy, prowadziła działania z Ukrainą i Rosją.
– Taka współpraca ma różne przejawy – głównie dajemy miejsce do praktyk w ramach programu Erasmus. Chodzi o 2-3-tygodniowe staże, poza tym odbywają się zajęcia językowe i kulturalne. W ramach krótszych projektów, na przykład tygodniowych, realizowane są konkretne zadania. Choćby ostatnim razem była to budowa stołu dla piłkarzyków stworzonego przez klasę stolarską z rówieśnikami z Niemiec – jeden został tam, a drugi przyjechał do „Jedynki”.
Po latach dopracowywania programu i oferty edukacyjnej, szkoła nie może narzekać na brak zainteresowania – zdarzają się klasy, gdzie na jedno miejsce jest aż trzech kandydatów. To, jeśli chodzi o placówki zawodowe, ewenement.
Jak wyjaśnia Jankiewicz, za sukces w głównej mierze odpowiada kadra nauczycielska – łącznie 130 osób. Choć są to w dużej mierze praktycy, osoby z mniejszym doświadczeniem mogą liczyć na zestaw zajęć doszkalających. Dyrektor obawia się, że zmuszony będzie konkurować na rynku pracy jak każdy inny pracodawca, co może wiązać się z utratą najlepszych specjalistów.
W roku szkolnym 2014/2015 zatrudniono 8 nowych nauczycieli i mistrzów. – Mamy bardzo dobrą kadrę zarządzającą. Zapewniam pana, że nikt tu 8 godzin nie pracuje – zaznacza. Śmieje się, że ma „nienormowany czas pracy”, polegający na tym, że nigdy nie wychodzi ze szkoły przed 16.
Pytam o to, czy w podobny sposób zaczynają funkcjonować inne szkoły zawodowe w kraju.
– Zaczyna się to dziać, ale nie na taką skalę, jak u nas. Na chwilę obecną mamy 250 uczniów kształcących się w klasach Volkswagena i SKF, a obecnie rozpoczynamy nowy projekt – z firmą logistyczną, Panopa. To taki eksperyment, bo staramy się pragmatyzować także nauczanie w technikum – wylicza Jankiewicz.
Chcesz mieć spokój? Nie rozwijaj się!
Zastanawiam się, czy dyrektor ma jakiś pomysł na odczarowanie kiepskiego wizerunku szkół zawodowych.
– Ponadgimnazjalny system szkolny nie odzwierciedla potrzeb rynku pracy. Są miejsca pracy, są zakłady poszukujące pracowników, ale pracowników nie ma. W szkołach zasadniczych muszą być postawione określone wymagania, by uczeń miał coś, co będzie mógł „sprzedać” na rynku pracy. Wtedy ten typ placówek przestanie być postrzegany jako miejsce dla wszystkich, a zacznie kojarzyć się ze zdobywaniem cenionych umiejętności i rozwojem młodego człowieka – wyjaśnia mi swój punkt widzenia Jankiewicz.
Dyrektor podkreśla, że u nich „nie ma spokoju”. – Trzeba się nastawić na nieustanny rozwój, analizować, co wymaga zmian, w jaki sposób unowocześniać. Ale jeśli ktoś chce mieć spokój, to proszę, niech niczego nie zmienia… – ironizuje.
Na koniec pytam, jak śmiały dyrektor widzi swoją szkołę za 8-10 lat. Czy będzie zapraszać kolejne firmy do tworzenia praktycznych klas patronackich? – To dla mnie w ogóle nie jest kwestia wyboru! Dziś już nie mamy nawet prawa zastanawiać się, czy mogłoby być inaczej – podkreśla.